Elegancko absurdalna opowieść o rodzinie, imperium i planie tak szalonym, że może się udać. Rok 1950. Anatole „Zsa-zsa” Korda (Benicio del Toro) – przemysłowy magnat, który regularnie unika zamachów na swoje życie – właśnie wdraża projekt życia: eksploatację od lat zapomnianego regionu Fenicji. Ale zanim przekształci świat, musi przekazać stery córce Liesl, która... właśnie została zakonnicą. Wes Anderson w najwyższej formie: idealnie wykadrowany, przestylizowany, ale z sercem. Z pomocą Romana Coppoli tworzy kolejny filmowy mikrokosmos, w którym ironia i sentyment idą ramię w ramię, a kapitalizm brzmi jak bajka, z której nikt nie umie się obudzić. (Fenicki układ);
Gaucho Gaucho Michaela Dwecka i Gregory’ego Kershawa to czarno-biały portret społeczności, która wymyka się współczesnym kategoriom – żyjącej powoli, w rytmie ziemi, koni i przekazywanej szeptem tradycji. Twórcy Truflarzy przenoszą nas na argentyńską pampę, gdzie codzienność wygląda jak teatr bez scenariusza: pełen gestów, spojrzeń i milczenia, które mówi więcej niż słowa. Są tu momenty absurdalne, wzruszające, zabawne. Jest muzyka – lokalny rock, tango, aria Bizeta – i krajobrazy, które wyglądają, jakby ktoś je wywoływał w ciemni, nie renderował na timeline’ie. A gdzieś pod tym wszystkim czai się pytanie: ile wolności zostało w świecie, który wszystko mierzy i porządkuje? (Gaucho Gaucho);
Thriller utkany z niedopowiedzeń, zwrotów akcji i perfekcyjnego suspensu – zrealizowany z wyczuciem, które mogłoby spodobać się samemu Hitchcockowi. Leo (Diego Peretti), pisarz kryminałów pracujący w odosobnieniu, zostaje zaskoczony wizytą nieproszonego gościa. Jota (José Coronado) twierdzi, że jest dziennikarzem, ale wie zdecydowanie zbyt dużo. Rozpoczyna się gra, w której nikt nie jest tym, za kogo się podaje. Marqués bawi się konwencją, równoważąc napięcie czarnym humorem i pytaniem: czy to jeszcze fikcja, czy już fabuła, która pisze się sama? (Punkty zwrotne);
Historia o dojrzewaniu, które smakuje jak słodko-gorzka uczta. Ben ma dwanaście lat, talent do gotowania, zespół muzyczny i plan: schudnąć, zaimponować Klarze i wreszcie przestać być celem złośliwości. Ale dieta nie jest łatwa, gdy babcia karmi jak w święta, a automat z batonami kusi bardziej niż szkolne lektury. Kristína Dufková z lekkością, humorem i muzycznym rytmem opowiada o presji, samoakceptacji i o tym, że nie zawsze trzeba się zmieniać, żeby ktoś cię zauważył. (Ben nie ma lekko);
Rutalny balet zemsty z uniwersum Johna Wicka – pełen stylu, furii i choreografii, która bardziej przypomina taniec niż klasyczne kino akcji. Ana de Armas jako Eve, wyszkolona przez Ruską Romę w tańcu i zabijaniu, łamie zasady, by odnaleźć tych, którzy odebrali jej rodzinę. Len Wiseman rozwija świat Wicka, ale nie kopiuje go – tworzy osobną opowieść, w której piękno miesza się z przemocą, a każda scena walki to czysta, kinowa precyzja. (Ballerina. Z uniwersum Johna Wicka);
Autorski projekt Łukasza Barczyka, w którym proces żałoby zostaje przełożony na język filmu – i to dosłownie. Marta, po dekadzie milczenia, wraca na Thassos z ekipą, która ma odtworzyć historię zaginięcia jej męża. Kamera staje się narzędziem dochodzenia, ale też lustrem, które deformuje. Barczyk reżyseruje sytuację, w której dokumentacyjny zapis zostaje skonfrontowany z potrzebą kontroli, rekonstrukcji, opowiedzenia wersji zdarzeń. To historia o wypartej prawdzie, granicach pamięci, wyobraźni i kłamstwach. O tym, że sposobem uwolnienia się od przeszłości jest świadome jej pożegnanie. (Próba łuku);