repertuar

wczoraj
dzisiaj
jutro
PWŚCPSN
loading

dzisiaj

 
0
strona główna
"Łaskawość Tytusa"

Adam Domagała: "Łaskawość Tytusa"

Łaskawość Mozarta

Rok 1791. Mniej niż miesiąc dzieli praską premierę „Łaskawości Tytusa” (6 października) od wiedeńskiej premiery „Czarodziejskiego fletu” (30 października) i mniej niż trzy miesiące od śmierci Wolfganga Amadeusza Mozarta (5 grudnia).

Ten natłok dat wiele mówi. Pod koniec życia pogrążony w długach i coraz bardziej niedomagający Mozart pracował jak opętany, każdego dnia produkując tyle nut, ile inni kompozytorzy w ciągu miesiąca. A presja była ogromna: „Łaskawość Tytusa”, opiewająca wspaniałomyślność cesarza Rzymu, a tak naprawdę będąca apoteozą cesarza Leopolda II, miała być ozdobą uroczystości związanych z koronacją tego ostatniego na króla Czech.

Czasu było mało, a oczekiwania ogromne. Gdybyż tylko Mozart miał do dyspozycji lepsze libretto… Tekst Caterina Mazzoli według wcześniejszego o blisko sześćdziesiąt lat libretta Pietra Metastasia to, patrząc z dzisiejszej perspektywy, ciąg niedorzeczności, osnuty na fundamentalnej operowej tematyce: jest miłość, jest zdrada, jest przebaczenie, jest także nieodzowna śmierć, choć okazuje się, że zmistyfikowana. Mozart tkał tę materię z rożnych fragmentów, posługując się szkicami do rzeczy, nad którymi pracował wcześniej i które nie zawsze pasowały do wykonawców, jakich tym razem miał do dyspozycji. Toteż i sukces był umiarkowany. Obecna na premierze w Teatrze Narodowym w Pradze cesarzowa Maria Teresa burknęła podobno: una porcheria tedesca („niemieckie świństwo”), kolejne teatry nie bardzo chciały brać operę do swojego repertuaru (tym bardziej, że za chwilę „na rynku” pojawi się „Czarodziejski flet”). Po śmierci Mozarta o wznowienia zabiegała chyba tylko wdowa po kompozytorze Konstancja. Na początku XIX wieku „Łaskawość…” zagrało kilkanaście teatrów w Europie, a potem nastąpiła trwająca ponad sto lat cisza.

„Po latach zapomnienia przyszła dla »Łaskawości Tytusa« osobliwa pora nieumiarkowanej rehabilitacji; nie brak wręcz entuzjastów stawiających ją na równi z operowymi arcydziełami Mozarta. (…) Dowieść tego można jedynie z dala od samej partytury, ta bowiem przeczy co krok owym teoretycznym wzlotom” – pisze Piotr Kamiński w „Tysiącu i jednej operze”. - „Sekstus, który przez całą operę użala się nad sobą, morduje najlepszego przyjaciela (a przynajmniej tak mu się wydaje), przy tym zaś boi się go tak panicznie, iż nie ma nawet odwagi wyznać mu, że siostra kocha innego. Serwilia, której jedno słowo rozbroiłoby intrygę (co zawsze zdradza dramaturgiczne kalectwo), robi tajemniczą minę i zmyka za kulisy. Adaptacja nie uleczyła tez libretta z małoduszności i hipokryzji, właściwych teatrowi Metastasia: by za wszelką cenę uniknąć niezdrowego napięcia, Anniusz wyjawia nam, że Tytus ocalał, już w pierwszym zdaniu II aktu, by zaś Sekstus nie był tak naprawdę niczemu winien, to nie on dzierży zabójczy sztylet, lecz kto inny, a rzeczywista ofiara zamachowca (na wszelki wypadek jest nią jeden ze spiskowców…) nie ginie, lecz tylko ponosi powierzchowne obrażenia… Po czym, spaliwszy Kapitol i wywoławszy rzeź zbiorową, całe towarzystwo udziela sobie amnestii i idzie na obiad!”.

Skąd więc ta dzisiejsza łaskawość publiczności względem „Łaskawości…”? Naturalnie – za sprawą geniuszu, którego nie było w stanie stłumić najgłupsze nawet libretto i muzyki, która nawet w niedoskonałości okazuje swoją wielkość. Arie, duety i tercety, arabeskowe motywy śpiewaków sąsiadujące z symfoniczną potęgą orkiestry i chóru – tym piękniej brzmiące, im częściej sąsiadują z rozciągniętymi recytatywami, pisanymi chyba wyłącznie po to, żeby ratować metraż dzieła. Swoją drogą, wiele wskazuje na to, że owe niefortunne fragmenty napisał nie Mozart, a jego wierny uczeń Franz Xaver Süssmayr – ten sam, któremu za chwilę los podaruje możliwość dokończenia genialnego „Requiem”.

Inscenizacja „Łaskawości Tytusa”, którą Państwo zobaczą dziś wieczorem, została przygotowana w 1984 r. przez francuskiego reżysera Jean-Pierre’a Ponnellego i każde jej wznowienie, z różnymi obsadami, budzi ogromne zainteresowanie nowojorskiej publiczności. Najnowszą  edycję spektaklu, z udziałem łotewskiej mezzosopranistki Elīny Garančy w roli Seksusa,recenzent „The New York Times” określił jako stylową i elegancką, a wykonanie przez zespół kierowany przez Brytyjczyka Harry’ego Bicketa jako godne najlepszych dzieł Mozarta.

Streszczenie libretta

Akt I

Akcja opery rozgrywa się na dworze cesarza rzymskiego Tytusa, panującego w latach 71-81 naszej ery.

Vitellia, odrzucona przez zakochanego w Berenice cesarza Tytusa, namawia zaprzyjaźnionego z władcą Sekstusa do popełnienia zbrodni: śmierć władcy będzie zadośćuczynieniem za jej upokorzenie. Sekstus, owładnięty namiętnością do pięknej patrycjuszki, zgadza się. Kiedy jednak widzi, że Vitellia na wieść o wyjeździe rywalki o serce cesarza, odzyskuje nadzieję na małżeństwo z Tytusem, wpada w szał zazdrości. Przebiegła Vitellia wie, jak ukoić gniew mężczyzny…

Dla Tytusa władza jest przede wszystkim służbą swojemu ludowi: zarządza pomoc dla ofiar niedawnego wybuchu Wezuwiusza, tłumi też głos serca i kierowany racją stanu postanawia ożenić się z Serwilią, córką jednego z senatorów – sęk w tym, że dziewczyna przysięgła już rękę Anniuszowi, przyjacielowi Sekstusa; zamążpójście za cesarza to dla niej przekleństwo.

Senator Publiusz ostrzega cesarza przed spiskiem. Wyjawia mu nazwiska konspiratorów i przekonuje, że należy ich wygnać z Rzymu. Tytus nie chce jednak działać pochopnie, tym bardziej, że właśnie rozmawia z Serwilią. Dziewczyna przyznaje się do związku z Anniuszem, a cesarz wspaniałomyślnie rezygnuje z mariażu, wychwalając głośno szczerość niedoszłej narzeczonej  i… ani słowem nie wspomina o możliwym w tej sytuacji małżeństwie z Vitellią. To jeszcze bardziej rozwściecza patrycjuszkę, która nakazuje Sekstusowi, by działał szybciej.

W czasie, gdy Sekstus przygotowuje się do zabójstwa i podpalenia Kapitolu, Publiusz i Anniusz zawiadamiają Vitellię, że cesarz, po głębokim namyśle, postanowił ją jednak poślubić. Jest już jednak za późno, by odwrócić bieg zdarzeń. Kapitol płonie, cesarz nie żyje.

Akt II

Nie, jednak nie – to nie cesarz padł ofiarą zabójstwa, a przebrany za niego sługa, o czym nie wie zrozpaczony i targany wyrzutami sumienia Sekstus. Gotów jest na zawsze opuścić Rzym, a nawet – jeśli cesarz tego zażąda – umrzeć. Podstępna Vitellia, myśląc przede wszystkim o własnym bezpieczeństwie, namawia Sekstusa do natychmiastowego wyjazdu. Za późno. Przybywa Publiusz. Ma pojmać winnego podpalenia Kapitolu i próby zabójstwa cesarza. W tej właśnie chwili, na próżno błagając Vitellię o ostatnie czułe spojrzenie, Sekstus przekonuje się, że padł ofiarą intrygi bezdusznej kobiety.

Cesarski sąd. Sekstus całą winą bierze na siebie i honorowo ani słowem nie wspomina o tym, kto naprawdę popchnął go do zbrodni. Publiusz żąda głowy zdrajcy. Tytus, wysłuchawszy zeznań przyjaciela, nie ma innego wyjścia: musi posłać go na śmierć. „Jeśli po to, by rządzić, trzeba okrutnego serca, niech bogowie zabiorą mi cesarstwo albo dadzą inne serce” – rozpacza.

Kiedy Sekstus czeka w więzieniu na wykonanie wyroku, Anniusz i Serwilia błagają Vittelię, by przyznała się do wszystkiego. Targana poczuciem winy patrycjuszka udaje się do cesarza i wyjawia prawdę. Tytus nie ma innego wyjścia i przebacza wszystkim. Chór sławi łaskawość władcy.

Obsada

Elīna Garanča (Sekstus)

Największa gwiazda nowojorskiego przedstawienia, najsłynniejsza artystka z Łotwy i jedna z najbardziej rozchwytywanych mezzosopranistek naszych czasów. Studiowała w konserwatoriach  w Rydze i Wiedniu, a karierę rozpoczęła na początku XX wieku od angaży w teatrach operowych w Meiningen i Frankfurcie. Dziewięć lat temu brawurowo zaśpiewała partię Anniusza w „Łaskawości Tytusa” w Operze Wiedeńskiej, ale kiedy trzy lata później zaproponowano jej ponowny udział w przedstawieniu, wybrała rolę… Sekstusa. I właśnie tę rolę powtórzyła w 2008 r. na scenie Metropolitan Opera, niedługo po nowojorskim debiucie jako Rozyna w „Cyruliku sewilskim” Rossiniego. Recenzje były entuzjastyczne, a łotewska śpiewaczka natychmiast awansowała do elitarnego grona najbardziej rozpoznawalnych głosów świata. Niedługo późnej, ponownie w MET, odniosła kolejny olśniewający sukces – tym razem jako Carmen w operze Bizeta. Od siedmiu lat artystka jest związana ekskluzywnym kontraktem z wytwórnią Deutsche Grammophon, a wśród jej dokonań znajduje się nagrodzone Grammy nagranie opery Antonia Vivaldiego „Bajazet”, gdzie zaśpiewała partię greckiego księcia Andronikusa.

Lucy Crowe (Servilia)

Występ w „Łaskawości Tytusa” to nowojorski debiut angielskiej sopranistki, której dotychczasowe doświadczenie – choć skromne, jeśli chodzi o liczbę kreowanych ról – imponuje udziałem w prestiżowych inscenizacjach i koncertach pod kierunkiem najwybitniejszych dyrygentów. W rodzinnym kraju zadebiutowała zaledwie trzy lata temu w londyńskiej Covent Garden jako Belinda w „Dydonie i Eneaszu” Purcella. Krótko potem była Sophie w „Kawalerze srebrnej róży” Richarda Straussa. Kiedy nie śpiewa w teatrach operowych, towarzyszy jako solistka zespołowi Johna Eliota Gardinera Monteverdi Choir & Orchestra.

Barbara Frittoli (Vitellia)

Włoska sopranistka jest doskonale znana publiczności teatrów europejskich i amerykańskich. Od czasu debiutu w Metropolitan Opera w 1995 r. (jako Micaela w „Carmen”) wystąpiła na nowojorskiej scenie ponad 60 razy, kreując role m. in. w operach Mozarta, Pucciniego i Verdiego.

Kate Lindsey (Annio)

Amerykańska mezzosopranistka, wschodząca gwiazda MET, gdzie – jeszcze jako uczestniczka Metropolitan Opera’s Lindemann Young Artist Development Program – zadebiutowała rolą Javotte w „Manon” Masseneta i gdzie śpiewała już w operach Verdiego,  Gounoda, Mozarta, Pucciniego, Dworzaka i Offenbacha. Poza Nowym Jorkiem występuje dużo i z sukcesami: w zeszłym roku została uznana za artystkę roku opery w Seattle. W bieżącym sezonie wróci do MET (zaśpiewa w „Łaskawości Tytusa” Mozarta, a także w „Jasiu i Małgosi” Humperdincka i „Fauście” Gounoda), zadebiutuje także w londyńskiej Covent Garden i w operze w San Francisco.

Giuseppe Filianoti (Tito)

Włoski tenor liryczny, były stypendysta akademii mediolańskiej La Scali i wychowanek legendarnego Alfredo Krausa. Po młodzieńczych sukcesach odniesionych na deskach teatrów operowych w ojczyźnie, w 2005 zadebiutował w Metropolitan Opera jako Edgardo w „Łucji z Lammermooru” – pierwszy sukces pociągnął za sobą kolejne, w operach m. in. Verdiego (Książę w „Rigoletcie”) i Donizettego (Nemorino w „Napoju miłosnym”). W ciągu kolejnych lat pochodzącego z Reggio di Calabria śpiewaka oklaskiwała publiczność  w Los Angeles, San Francisco i Chicago, a także większości najważniejszych scen w Europie: w Berlinie, Wiedniu, Hamburgu, Madrycie i Paryżu. W zeszłym roku zadebiutował na festiwalu w Salzburgu (w „Makbecie” Verdiego pod dyrekcją Riccardo Mutiego).

Oren Gradus (Publius)

Obdarzony znakomitą aparycją amerykański bas, wychowanek Grand Opera Studio w Houston i od lat członek zespołu opery w największym mieście Teksasu, gościnnie występujący także w operach w Nowym Jorku, San Francisco, Dallas, Marsylii, Rzymu, Lozanny i Drezna.

Realizatorzy

Harry Bicket (dyrygent)

Londyńczyk, światowej sławy klawesynista, organista i dyrygent. Urodził się 51 lat temu w Liverpoolu, studiował w Oksfordzie. Przez krótki czas pracował jako organista w Opactwie Westminsterskim, gdzie miał okazję grać podczas ślubu księcia Andrzeja i Sarah Ferguson. Dyrygować zaczął przypadkiem. W 1996 r. podczas festiwalu w Glyndebourne musiał zastąpić dyrygenta, któremu nagła choroba uniemożliwiła poprowadzenie oratorium  „Theodora” Haendla z Dawn Upshaw. Wkrótce pojawiły się kolejne propozycje, zarówno koncertowe, jak i operowe, a Bicket utwierdził swoją reputację specjalisty od repertuaru barokowego i klasycznego. W 2003 r. dyrygent zadebiutował w londyńskiej Covent Garden, prowadząc wykonanie „Orlanda” Haendla z udziałem słynnej Orchestra of the Age of Enlighment. Produkcja zdobyła nominację do Nagrody Laurence’a Oliviera, a także umożliwiła Bicketowi dalszą, trwającą do dziś, współpracę ze znakomitą orkiestrą. W 2005 r. dyrygent został zaproszony do Metropolitan Opera – tym razem dyrygował „Rodelindą” Haendla z udziałem Renée Fleming. Od pięciu lat Bicket jest głównym dyrygentem The English Concert, z którym to zespołem, jako klawesynista współpracował jeszcze w czasach studenckich. W tym sezonie, oprócz „Łaskawości Tytusa” Mozarta w MET, na nowojorskiej scenie Bicket poprowadzi też „Juliusza Cezara” Haendla.

Jean-Pierre Ponnelle (reżyseria, scenografia i kostiumy)

Był jednym z najwyżej cenionych reżyserów operowych XX-wieku, autorem dziesiątek inscenizacji w najsłynniejszych teatrach świata – m.in. w Nowym Jorku, Londynie, Mediolanie, San Francisco, na festiwalach w Bayreuth i Salzburgu – z których wiele zostało zarejestrowanych na taśmach filmowych i telewizyjnych i do dziś jest dostępnych jako wydawnictwa DVD. „Łaskawości Tytusa” w Metropolitan Opera francuski reżyser zrealizował w 1984 r. To spektakl zgodny w duchem czasów Mozarta, pod względem wizualnym zbliżony do inscenizacji, jakie mogła oglądać publiczność operowa pod koniec XVIII wieku. Jedna z najbardziej stylowych produkcji ostatnich dekad, ze zmieniającymi się obsadami, utrzymuje się w żelaznym repertuarze MET. Ponelle zmarł w 1988 r. po wypadku podczas prób do „Carmen” w operze w Monachium. Miał zaledwie 56 lat.

aktualności

Polub nas

Bądź na bieżąco, dołącz do newslettera!