Włoskie kino od zawsze miało dar tworzenia wizji, które kształtują nasze postrzeganie. Od melancholii Rosselliniego, przez monumentalność Viscontiego, po barokowe obrazy Felliniego. Paolo Sorrentino dorzucił do tej tradycji własny ton: hipnotyczny, elegancki, podszyty melancholią, ale zarazem pełen ironii i dystansu. Zanim na ekrany trafi La grazia, jego najnowszy film z Tonim Servillo, zapraszamy Was na przegląd wczesnych dzieł reżysera. To cztery wieczory, które pozwolą nam przypomnieć sobie, jak rodził się jego styl i jak z Neapolu wyruszył w stronę światowej kariery.
Na początek O jednego więcej, pełnometrażowy debiut, w którym Sorrentino już sygnalizuje obsesje, jakie będą wracać w kolejnych latach: przypadkowe spotkania, które zmieniają życie, cienką granicę między sukcesem a upadkiem, a także ulubioną figurę bohatera rozdartego między marzeniem a klęską. Tony Servillo, od tego momentu na dobre związany z twórczością reżysera, gra tu piosenkarza, którego blask gaśnie równie szybko, jak się pojawił.
Następnego dnia cofniemy się do anonimowego szwajcarskiego hotelu, gdzie w O skutkach miłości mieszka Titta Di Girolamo. To jeden z najdziwniejszych i najbardziej magnetycznych bohaterów wczesnego Sorrentina – człowiek, który żyje w rytmie obsesyjnej rutyny aż do momentu, gdy pojawia się pragnienie, by wyjść poza nią. Film często zestawia się z europejskim kinem egzystencjalnym: echo Antonioniego miesza się tu z atmosferą filmów noir i pulsującą muzyką.
Oczywiście w KNH nie mogło zabraknąć Wielkiego piękna, filmu, który wprowadził Sorrentina do światowego kanonu, a nam wszystkim dał Jepa Gambardellę, jednego z najbardziej pamiętnych protagonistów współczesnego kina. Jep, ironiczny kronikarz życia rzymskich elit, dryfuje przez miasto, które w filmie staje się czymś więcej niż scenerią: monumentalnym bohaterem kipiącym od historii i pustki zarazem. To kino wizualnej ekstazy, które przez wielu porównywane jest do Słodkiego życia Felliniego, ale w rzeczywistości wybrzmiewa jak osobisty poemat Sorrentina o przemijaniu i pragnieniu duchowej odnowy.
Na finał zobaczymy Boskiego, film, który otworzył reżyserowi drzwi do międzynarodowej kariery. Paolo przygląda się tutaj Giulio Andreottiemu, jednemu z najbardziej zagadkowych włoskich polityków XX wieku. Servillo wciela się tu w postać balansującą między groteską a tragedią, a Sorrentino rozgrywa całość niczym operę polityczną: pełną monumentalnych kadrów, napięć i ironicznych kontrapunktów. To obraz, który unaocznia, że włoskie kino nadal potrafi opowiadać o własnej historii z rozmachem i odwagą.
Zapraszamy Was do wspólnej podróży przez cztery filmy, które każdy na swój sposób kształtowały język jednego z najważniejszych współczesnych reżyserów. Sorrentino powiedział kiedyś, że dopiero Cinema Paradiso uświadomiło mu, że chce robić filmy. My, oglądając jego twórczość, mamy pewność, że jego dzieła również potrafią rozpalić w kimś ten sam płomień, który przed laty rozpalił w nim Tornatore.