repertuar

wczoraj
dzisiaj
jutro
PWŚCPSN
loading

dzisiaj

 
0
strona główna
Bird, reż. Andrea Arnold
Aktualności

Premiery tygodnia

3 dni temu

Od piątku na naszych ekranach: 

Andrea Arnold znowu robi to, co potrafi najlepiej, czyli zagląda tam, gdzie kino społeczne zwykle nie ma odwagi wejść, a potem dodaje od siebie szczyptę realizmu magicznego. W Bird śledzimy 12-letnią Bailey, dziewczynę z poetycką duszą, której życie toczy się gdzieś między skłotem, samotnością a hałasem dorosłych decyzji. Ojciec nieobecny duchem, matka pogubiona w toksycznej relacji, a w tle dryfująca ku przemocy ulica i świat, który zdaje się nie mieć dla niej miejsca. Ratunkiem okazuje się natura i niespodziewana znajomość z Birdem, cichym włóczęgą, który mówi niewiele, ale to właśnie on wydaje się najbardziej rozumieć dorastającą Bailey. Arnold łączy tu nerw społecznego realizmu z miękkością dziecięcej wyobraźni, tworząc coś pomiędzy coming-of-age a miejską baśnią. Barry Keoghan w roli ojca jest magnetyczny, Franz Rogowski gra na półtonach, a muzyka – od Buriala po Fontaines D.C. – dopełnia ten świat tak, że trudno oderwać od niego nie tylko wzrok. (Bird);

Slasher, który nie próbuje udawać czegoś, czym nie jest, a zamiast tego wchodzi w konwencję z pełnym impetem i całkiem świeżą energią. Bartosz M. Kowalski, znany już z flirtu z horrorem w W lesie dziś nie zaśnie nikt, tym razem zostawia las za sobą i zamyka nas w eleganckim domu, który bardzo szybko przestaje być bezpieczną przystanią. To właśnie tu, podczas piątkowej imprezy nastolatków, ktoś postanawia urządzić krwawą grę przynosząc kuszę i maskę zamiast chipsów. Kamera nie odwraca wzroku, tempo nie zwalnia, a inspiracje – od Strasznego filmu po Funny Games – nie są tu tylko cytatem, ale budulcem własnego, spójnego języka. (13 dni do wakacji);

Jednej nocy znika cała klasa – poza jednym dzieckiem. Nie wiadomo, kto ani co za tym stoi. Zach Cregger, po Barbarzyńcy, znów igra z formą, opowiadając historię małego miasteczka, które zaczyna się rozpadać pod ciężarem tajemnicy. Atmosfera gęstnieje z każdą sceną, a odpowiedzi – jeśli się pojawiają – wcale nie przynoszą ulgi. Zniknięcia sprawdzają się jako mniej oczywisty towarzysz 13 dni do wakacji, uzupełniając przemoc w filmie Kowalskiego niewyjaśnionym złem w amerykańskiej odłsonie. (Zniknięcia);

Sarah Bernhardt – pierwsza gwiazda nowoczesnego teatru, aktorka nazywana „świętym potworem”, która własnym życiem przebiła niejeden dramat sceniczny. Ikona paryskiej Belle Époque, mistrzyni autopromocji, kobieta, która amputowaną nogą potrafiła wzbudzić większe emocje niż konkurencja całą rolą. W Boskiej Sarah Bernhardt Guillaume Nicloux nie idzie jednak tropem klasycznej biografii. Skupia się na dwóch mniej znanych epizodach z życia aktorki, portretując artystkę nie jako pomnik, ale jako kobietę autentyczną, a jednocześnie impulsywną, przekorną, wymykającą się jednoznacznym definicjom. Sandrine Kiberlain unika łatwej mimikry – gra Bernhardt z dystansem, lekko ironicznie, czasem wręcz odklejona od epoki, jakby wyprzedzała swoje czasy. (Boska Sarah Bernhardt);

Znacie trasę, znacie konduktora, ale tym razem skład jedzie w zupełnie nieznanym kierunku – z nowym pasażerem, nową zagadką i starym brakiem hamulców. Lampo znika bez śladu, GPS milczy, a dyrektor stacji wpada w lekką panikę: zamiast dzwonić na policję, ściąga z schroniska zamiennik w wersji „na oko podobny”. Problem w tym, że nowy pies to suczka, ma na imię Luna i nie zna zupełnie rozkładu jazdy. Film obiera kurs na przygodę i odjeżdża z peronu kino familijne, które nie wstydzi się być ciepłe, trochę naiwne i absolutnie psie. (O psie, który jeździł koleją 2)

czytaj także

Polub nas

Bądź na bieżąco, dołącz do newslettera!