Od 4 stycznia w Kinie Nowe Horyzonty.
Bohdan Sláma, jeden z najciekawszych czeskich reżyserów, autor takich filmów jak Dzikie pszczoły, czy Mój nauczyciel odwiedził Polskę z okazji premiery Czterech słońc, które weszły na nasze ekrany 4 stycznia.
Najnowszy film Slámy, jako pierwsza czeska produkcja w historii, zadebiutował w konkursie Festiwalu Sundance. To słodko-gorzka opowieść o parze trzydziestolatków - małżeństwie z dziećmi i ich przyjaciołach, pełna celnych obserwacji i subtelnego humoru w tradycji najlepszych czeskich filmów. Bohaterowie Czterech słońc walczą z wyzwaniami codzienności, frustracjami i pokusami, jednocześnie szukając szczęścia i spełnienia.
Bohdan Sláma był gościem specjalnych pokazów Czterech słońc w Warszawie i we Wrocławiu, w Kinie Nowe Horyzonty.
Bohdan Sláma urodził się w czeskiej Opawie w 1967 roku. Studiował reżyserię w FAMU. Jego pełnometrażowy debiut Dzikie pszczoły miał premierę w 2002 roku na festiwalu w Rotterdamie, gdzie zdobył Złotego Tygrysa. Jego kolejny film - Szczęście po raz pierwszy zobaczyła w 2005 roku publiczność festiwalu w San Sebastian, gdzie zdobył zarówno główną nagrodę, jak i laur dla najlepszej aktorki. Po jego trzecim pełnometrażowym filmie - Mój nauczyciel - prestiżowy branżowy magazyn „Variety” umieścił Slámę na liście 10 światowych reżyserów, których karierę warto obserwować.
"Nowy film Bohdana Slámy jest wręcz nabrzmiały tęsknotą za jakimś wyższym, wręcz religijnym sensem, co szczególnie mocno dochodzi do głosu w na poły ironicznym finale. Codzienność jest nie do zniesienia dla wszystkich bez wyjątku bohaterów, w najlepszym wypadku do zniesienia bardzo trudna. Dlatego uciekają przed dojrzałością, choć okoliczności życiowe im na to nie pozwalają. Dojrzeć, ale po co? Dojrzałość oznacza tu przecież ostateczną dawkę trującej goryczy.
Można byłoby przedstawić bohaterów „Czterech słońc” jako ofiary okoliczności albo mniej czy bardziej otwarcie osądzić, pokazując, że są sobie sami winni, bo roztkliwiają się nad sobą i swym losem, są niezaradni, co w gruncie rzeczy godne jest potępienia. Na szczęście Sláma z jeszcze większą zręcznością niż w poprzednich filmach przekracza takie – znane jakże dobrze i u nas – ideologiczne z ducha podziały. Unika etykietowania; nie ma tu ani przewidywalnej i banalnej apologii ofiar systemowej transformacji, ani też serii słabo kamuflowanych pouczeń, że tacy ludzie jak Jára powinni zgłosić się po ową wędkę z do znudzenia powtarzanej sentencji, by złowić jakąś – najlepiej tłustą – rybę. Inaczej mówiąc zostać dzielnym kowalem swego losu w rozumieniu neoliberalnej dydaktyki." (Tomasz Jopkiewicz, "Kino")