Zjawa świeżo zmarłej młodej dziewczyny próbuje zaistnieć w pośmiertnym showbiznesie. Bo duchy też mają kariery, rywalizują o kliki, walczą o wysokie współczynniki straszenia, a także bez skrupułów podkładają sobie świnie. Na śmierć i… śmierć.
Dead Talents Society to przewrotny horror komediowy prosto z Tajwanu. Bawi się ideą życia po śmierci, a przy tym rozśmiesza i autentycznie wzrusza. Zaczyna się jak klasyczne azjatyckie kino grozy. Ponura piękność przechadza się po obskurnym hotelu. To Catherine, gwiazda straszenia, prawdziwa diwa przyprawiania o palpitacje serca. Kiedyś mogła wywołać zawał jednym spojrzeniem, dziś nieco zapomniana przez branżę wciąż zbiera się po zdradzie swojej adeptki, celebrytki wśród duchów, wrednej Jessiki. Do Catherine wzdycha Makoto, duch niezbyt utalentowanego muzyka, który zginął wyjątkowo głupią śmiercią tuż przed wyjściem na scenę w noc swego wielkiego powrotu. Z pomocą kilku innych duchów spróbują zrobić z niedoświadczonej młodej żółtodziobki gwiazdę nawiedzania. Łatwo nie będzie. Podobnie jak całkiem żywe nastolatki ich akolitka cierpi czasami na brak pewności siebie, ma kompleksy i wciąż nie do końca pogodziła się z tym, że jest duchem.
Dead Talents Society to film oryginalny i zachwycający, zrealizowany z rozmachem i przymrużeniem oka. Choć opowiada o zmarłych, ma w sobie mnóstwo radości z życia i energii.
Jego reżyserem jest John Hsu, który w ostatnich latach podbił świat m.in. filmem Fan Xiao o sekretnym klubie książki na Tajwanie lat 60. i zakazanej miłości. W Dead Talents Society spróbował sił w zupełnie innym repertuarze. I oto jest – jedna z najbardziej błyszczących perełek aktualnego sezonu festiwalowego. Wybrany do sekcji Midnight Madness tegorocznego Festiwalu Filmowego w Toronto.