Jill i Lisa są matkami, żonami i paniami domu. Żyją na malowniczym, spokojnym i kolorowym przedmieściu oraz — jak wszystkie amerykańskie strażniczki ciepła domowego ogniska — mają swoje problemy, kryzysy i porażki. Obie kobiety, mimo że się przyjaźnią, potajemnie nieustannie ze sobą rywalizują o to, której życie jest szczęśliwsze i bliższe ideału. No i super. Tyle tylko, że w tej plastikowej, absurdalnej i niepokojącej parodii podmiejskiej codzienności nic nie jest normalne. Matki wymieniają się niemowlętami lub wychowują skradzione z boiska futbolówki, dzieci zamieniają się w psy, a pan domu zachwala smak wody z basenu. Dla mieszkańców tego uroczego, pastelowego wariatkowa to dzień jak co dzień. Wiodą spokojne życia i cieszą się każdym dniem... no przynajmniej do chwili, gdy rodzinne problemy wymykają się spod kontroli. Skąd jednak mamy widzieć, że coś jest nie tak, skoro wszystko tu jest właściwie nie tak?
Tam, gdzie trawa jest bardziej zielona to produkcja dziwna i absurdalna do granic możliwości. Przedstawia życie na kolorowym, surrealistycznym i plastikowo sztucznym osiedlu, na którym nic nie ma najmniejszego sensu. Losy bohaterów to seria komicznych i nonsensownych scen, które sprawiają, że z niedowierzania brakuje słów. Duet reżyserki DeBoer i Luebbe — który na
ekranie zobaczymy w rolach głównych — stworzył ostrą, cudaczną, nietuzinkową, osobliwą i niedorzeczną satyrę amerykańskiego podmiejskiego życia. Wchodzicie do świata tego filmu na własną odpowiedzialność. Skoro już tu jednak jesteście, to zatrzymajcie się i powąchajcie plastikowe kwiatki. Życie potrafi być przecież takie piękne.