Wrażliwy blondwłosy bohater o obliczu młodego Macieja Stuhra staje twarzą w twarz z gangiem bezlitosnych gangsterów? Znacie? To posłuchajcie! Ale choć Poranek kojota tak bardzo na pierwszy rzut oka przypomina Chłopaki nie płaczą, to nikt nie ma mu tego za złe. Bo jego wartość jest w czymś innym. To jeden z tych filmów, który realizuje się w dialogach, skeczowych scenach, jak ta z guźcem zamienionym w świnie, anegdotach jak choćby o wyjeździe do Afryki, a nawet pojedynczych bohaterach – wystarczy przypomnieć sobie Krzysztofa Jarzynę ze Szczecina. Poranek kojota nie tylko wszedł do naszego popkulturowego krwiobiegu, to także wyciąg z okresu przełomu millenium. Jak chcecie zobaczyć, jak się wtedy ubieraliśmy, o czym mówiliśmy i z czego się śmialiśmy, to wystarczy obejrzeć film Olafa Lubaszenki.
[Michał Piepiórka]
filmoznawca, krytyk filmowy, autor bloga Bliżej Ekranu. Adiunkt w Instytucie Kulturoznawstwa UAM. Publikuje w Miesięczniku Kino, w Czasie Kultury i na
portalu Filmweb. Trzykrotnie wyróżniany w Konkursie im. Krzysztofa Mętraka, dwukrotnie nominowany do Nagród PISF-u. Autor książki „Rockefellerowie i Marks nad Warszawą. Polskie kino fabularne wobec transformacji gospodarczej”. Lubi polskie kino.
fot. Krzysztof Wellman