Patronem medialnym przeglądu jest podcast SpoilerMaster
Nie trzeba krzyczeć, żeby zostać usłyszanym. W lipcu słuchamy uważniej – historii, które rezonują pod powierzchnią, dźwięków, które zostają z nami na dłużej. Zapraszamy na kolejną odsłonę Echo – cyklu, w którym filmy wracają wtedy, kiedy naprawdę jesteśmy gotowi je zobaczyć.
Wakacyjny rytm może być różny dla każdego, ale w Echo wciąż płynie trójdzielnie. W poniedziałki – kino na bis, we wtorki – festiwalowe perły, w piątki – klasyka (czasem podszyta absurdem, czasem śmiertelnie poważna). I choć część z tytułów już znacie, nie będzie tu powtórek z rozrywki. Każdy powrót to nowa perspektywa. A jeśli do tego dorzucimy międzyplanetarną samotność, mediumiczny horror i jazzową euforię z 1975 roku – robi się całkiem głośno.
Zaczęliśmy z Blade Runnerem, teraz czas na High Life. To drugi seans w ramach redakcyjnego cyklu Kroniki Sci-Fi, który współtworzymy z portalem Immersja. Po projekcji – rozmowa z Filipem Mańką i Łukaszem Mikołajczykiem, którzy rozkładają kino science fiction na czynniki pierwsze: ideowe, społeczne i kulturowe.
Film Claire Denis to nie klasyczna opowieść o kosmicznej eksploracji – raczej o moralnej i egzystencjalnej pustce. W centrum: statek badawczy, czarna dziura i grupa więźniów, którym odebrano wolność w imię nauki. Denis przefiltrowuje tu estetykę i filozofię klasyków – od Tarkowskiego po Kubricka – przez swój autorski język kina cielesnego i emocjonalnie gęstego.
Reżyserka zbiera przy tym obsadę co najmniej nietuzinkową — zobaczymy tam choćby Mię Goth jeszcze przed tym, jak osiągnęła status nowej królowej krzyku, Roberta Pattinsona, Juliette Binoche czy nawet Andre 3000, wszystkie te występy łączy jednak całkowite oddanie konwencji i wizji Denis.
Czy można mówić o klasyce, jeśli połowa scen to udawanie jazdy konnej z pomocą kokosów? Jak najbardziej. Monty Python i Święty Graal to przykład filmu, który przetrwał wszystko – budżetową biedę, inscenizacyjną anarchię, a nawet własną legendę.
Terry Gilliam i Terry Jones przenieśli średniowieczne mity do świata absurdu, nie tracąc przy tym ani grama artystycznej ambicji. Kamera Gilliama szukała doskonałego odbicia światła na hełmach, podczas gdy bohaterowie uciekali przed Krwiożerczym Królikiem. To film, który z jednej strony czyta się jak wariacja na temat Pasoliniego, z drugiej – jak mem sprzed ery internetu. W echo puszczamy go nie po raz pierwszy i pewnie nie po raz ostatni. Bo klasyka to też śmiech, który nie przestaje wybrzmiewać.
W zeszłym roku Ekshumacja była jednym z najgłośniejszych tytułów Korean Film Festival, który gościliśmy także w KNH. Teraz wraca – i wciąż potrafi przyprawić o dreszcze. Jang Jae-hyun miesza horror z mistyką, dramat rodzinny z narodową traumą, a wszystko zanurza w rytuałach, które bardziej hipnotyzują niż straszą.
To opowieść, która na poziomie gatunkowym przypomina Egzorcystę czy Obecność, ale za tym schematem kryje się coś więcej. W tle – historia Korei, szamańskie wierzenia, ludowe opowieści i poczucie, że nie wszystko da się zakopać. A jeśli nie wiecie, czym zajmuje się geomanta – po tym filmie już nie zapomnicie.
W lipcu zaglądamy w dwa różne światy, które łączy pasja do muzyki i historia pisana emocjami.
Zimna wojna Pawła Pawlikowskiego to film, który trudno pomylić z czymkolwiek innym. Kontrast czerni i bieli, emocje zawieszone między kolejnymi skokami czasu i przestrzeni, miłość rozpięta na geopolitycznej mapie. Kino, które nie rozmawia – tylko śpiewa, szepcze, krzyczy.
Dziewczyna z Kolonii Ido Fluka opowiada inną historię – bardziej kameralną, ale nie mniej intensywną. Vera walczy o swój koncert, swoje prawo do decydowania, swoje miejsce na scenie i w życiu. A że robi to na tle legendarnego występu Keitha Jarretta, w dusznym klimacie Kolonii lat 70., dostajemy nie tylko film o muzyce, ale też o determinacji, która nie zna słowa „niemożliwe”.
Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie to film, który zna już prawie każdy, ale za każdym razem odsłania coś innego. Paolo Genovese zagrał na społecznych lękach z subtelnością i wdziękiem, które trudno podrobić. W tym roku wraca do kin z nowym tytułem – Follemente. A my przypominamy jego największy przebój. Bo w tym szaleństwie naprawdę jest metoda.
Deerskin Quentina Dupieux to z kolei film, który wymyka się opisom. Kurtka z frędzlami, która zmienia życie? Zgrany aktor, który rozmawia z własną garderobą? To niby komedia, ale pod spodem buzują samotność, groteska i pragnienie bycia kimś więcej. Georges może i jest szalony, ale kto z nas nie próbował kiedyś napisać swojego życia od nowa, choćby przy pomocy garderoby?
Jeśli cokolwiek w tych tytułach do Was mówi – przyjdźcie. Jeśli nie – tym bardziej. W Echo nie trzeba nadążać. Wystarczy słuchać.