Jezus i Maria (wybór imion nieprzypadkowy) są małżeństwem w średnim wieku i właśnie urodził im się syn. Klasycznie, przechodzą kryzys związku. Ona ma pretensje o to, że wszystko robi sama i podejmuje samotnie każdą decyzję, on jest z tych bardziej wyluzowanych, którzy nie martwią się na zapas. Od śliskiego sprzedawcy kupuje paskudny stolik kawowy, symbol swojej decyzyjności. Kiczowaty mebel prowadzi do kolejnych kłótni. I jak się okaże, zgodnie ze słowami handlowca, rzeczywiście zmieni życie Jezusa i Marii. A właściwie zamieni je w makabryczny horror. Trudno pisze się o filmie takim jak Stolik kawowy, bo fabuła tej hiszpańskiej czarnej komedii z elementami horroru opiera się na szokującym zwrocie akcji. Takim, który sprawi, że z jednej strony poczujecie się oszukani. A z drugiej: zachwyceni.
Kiedy już przewrotka fabularna wybuchnie widzom w twarz, Stolik kawowy staje się filmem ciężkim, gęstym od napięcia, takim, którego nie da się obejrzeć bez ściśniętego gardła. I zabawnym, bo Stolik kawowy używając zabiegów znanych z kina grozy ironicznie opowiada o związkach, kryzysie wieku średniego, ojcostwie, macierzyństwie i drobnomieszczańskiej potrzebie opowiadania tym, którzy chcą słuchać, że wszystko jest w porządku.
Sfilmowany w brunatnych barwach Stolik kawowy zręcznie lawiruje między gatunkami. Większość akcji toczy się w mieszkaniu Jesusa i Marii, które momentami przypomina bardziej apartament z Dziecka Rosemary niż mieszkanie zmęczonych życiem, lecz dumnych reprezentantów klasy średniej.
Reżyserem tego cudeńka jest Caye Casas, który na koncie ma m.in. Zabójczego Boga. W Jezusa koncertowo wciela się David Pereja wspaniale rzucający się na ekranie to w histerii, to w poczuciu winy i rozpaczy. Polscy widzowie mogą kojarzyć go z muśniętego czarną komedią thrillera Przyjaciel.