Jeden z najbardziej kochanych filmów widzów KNH – Wielkie piękno Paolo Sorrentino – znów zagości na naszym ekranie. To nie tylko powrót oscarowego tytułu, ale też szansa, by jeszcze raz (albo po raz pierwszy) zanurzyć się w onirycznym świecie Jepa Gambardelli, który przechadza się po Rzymie, jakby szukał sensu wśród ruin i blichtru.
Dwanaście lat po premierze Wielkiego piękna Jep Gambardella wraca na ekran – i robi to z tym samym dystansem, nonszalancją i nostalgią, które uczyniły go jednym z najbardziej zapamiętywalnych bohaterów współczesnego kina europejskiego. Zapraszamy Was na specjalny pokaz filmu Paolo Sorrentino, który niezmiennie cieszy się ogromnym zainteresowaniem naszej publiczności. Seans odbędzie się z nośnika cyfrowego, a my gwarantujemy jedno: to 142 minuty, które mijają jak sen – nie zawsze przyjemny, ale zawsze hipnotyzujący.
Wielkie piękno to coś więcej niż tylko hołd złożony Felliniemu i jego Słodkiemu życiu. To pełnoprawna kontynuacja modernistycznej tradycji kina, która próbuje uchwycić „to coś”, co wymyka się definicjom – piękno, przemijanie, melancholię, a może tylko zblazowaną refleksję nad tym, jak bardzo rozminęliśmy się z własnymi marzeniami. Rzym, który obserwujemy oczami operatora Luki Bigazziego, to miasto zarówno sakralne, jak i rozpadające się w promieniach wschodzącego słońca. Spacer Jepa to podróż przez kruche miraże: przyjęcia, artystów, wspomnienia, filozofów i duchownych, którzy nie mają już odpowiedzi.
Nie trzeba wiele, żeby docenić ten film. Wystarczy wsłuchać się w rytm obrazów i muzyki. Sorrentino znany jest z tego, że scenariusz zaczyna od ścieżki dźwiękowej. Może dlatego Wielkie piękno działa nie tyle na poziomie narracji, co wrażenia: rozmytej granicy między jawą a snem, gdzie jedno wspomnienie ma większą siłę niż cały życiorys. Jep, grany z mistrzowską powściągliwością przez Toni’ego Servillo, balansuje między cynizmem a czułością, jakby wiedział, że to jedyna forma przetrwania, gdy „wielkie piękno” dawno mu umknęło, a „wielka pustka” coraz głośniej puka do drzwi.
Nie bez powodu film zdobył Oscara, Złoty Glob i dziesiątki innych nagród – choć nie o trofea tu chodzi. Wielkie piękno można oglądać wiele razy i za każdym razem odkrywać coś nowego – czy to dialog, który wcześniej umknął, czy gest, który nagle urasta do rangi egzystencjalnego komentarza. To film, który można czytać przez pryzmat Felliniego, Prousta, Horacego Oliveiry albo po prostu siebie – swojej codzienności, swoich zaniechań i niespełnień. Bo przecież, jak mówi jeden z bohaterów: „nostalgia to jedyna droga dla tych, którzy nie wierzą w przyszłość”.
Jeśli nie widzieliście – czas nadrobić. Jeśli widzieliście – wiecie, że warto wrócić. Bo Wielkie piękno to nie tylko film. To stan ducha. A może nawet bardziej – jego brak.