8 lutego (sobota), godz. 18.30 w Kinie Nowe Horyzonty
Rusałka, najsłynniejsze dzieło operowe Antonína Dvořáka, od ponad 20 lat nie schodzi z afisza MET. Tytułowa rola w inspirowanej czeskimi podaniami ludowymi i Andersenowską „Małą syrenką”, melancholijnej baśni o istocie z wodnego królestwa zakochanej w człowieku, była przed laty wielkim sukcesem młodziutkiej Renée Fleming. Obecna odsłona tego spektaklu to być może ostatnia okazja, by posłuchać legendarnej artystki, śpiewającej „Pieśń do księżyca”. Wielkiej damie opery partnerować będzie znakomity polski tenor Piotr Beczała.
dyrygent: Yannick Nézet-Séguin, reż. Otto Schenk
obsada: Renée Fleming (Rusałka), Emily Magee (Obca Księżna), Dolora Zajick (Czarownica), Piotr Beczała (Książę), John Relyea (Wodnik)
Z komentarza Piotra Kamińskiego
Wszystko (...), potęga myśli muzycznej, natchnienie zrodzone z identyfikacji artysty ze światem libretta, pojawia się już w dwóch pierwszych motywach orkiestrowego wstępu; jeden z nich jest poważny i groźny, drugi przepełniony dojmującą nostalgią.
Kvapil dokonuje w swoim tekście zręcznej syntezy kilku źródeł literackich: „Ondyny” la Motte’a Fouquégo (1811), „Syrenki” Andresena (lecz i motywu milczenia zaczerpniętego z „Dzikich łabędzi”, zakaz wypowiadania na głos swych uczuć stanowi bowiem, z oczywistych względów, istotny temat w twórczości duńskiego geniusza), szczypty „Zatopionego dzwonu” Hauptmanna (1896) i „Loreley”, by nie wspomnieć o świecie baśni słowiańskich, który odwiedził już przed nim Aleksandr Dargomyżski za pośrednictwem Puszkina („Rusałka”, 1856). Temat, którego różne warianty odnajdziemy u Wagnera, pozostaje uparcie ten sam: wieczność tchnie mrozem, śmiertelność to błogosławieństwo, oba światy zaś spotkać się nie mogą; opętane pożądaniem wpatrują się jedynie w siebie jak przez grubą szybę. Od chwili gdy dotknięcie zimnej wody budzi u Rusałki dreszcz („Ta voda studi!” – to jej pierwsze słowa po pieśni do księżyca), wiemy, że jest stracona dla świata natury, odległej, obojętnej i wiecznej. Uległa tęsknocie za „niestałym płomieniem”, za ulotnym ciepłem człowieczeństwa; zanim się oczyści ze śmiertelnych wyziewów i powróci do swoich – krew się poleje, a życie rozpłynie w odwiecznym roztworze żywiołów. Baśń wywraca tym samym na nice nasze zuchwałe tęsknoty, sen o przekraczaniu granic i obcowaniu z wiecznością. Jedyne, co Książę, muśnięty jej śmiercionośnym tchnieniem, uzyska od swej dziwożony – to „Liebestod”; kara spadnie nań zaś nie za to, że zdradził Rusałkę, lecz za to, że jej pożądał. Jeżeli tylko będzie miał do dyspozycji wykonawczynię zdolną temu podołać (Eva Randová podjęła się tego w Stuttgarcie i w Wiedniu w latach 80.), a przenikliwy realizator powierzy role Ježibaby i Obcej Księżniczki jednej śpiewaczce, postaci te stanowią bowiem dwa oblicza tej samej diabelskiej idei, pokusy, przyrzeczenia i szyderczej kary. Libretto sugeruje zresztą dyskretnie – nie posuwając się nigdy do zbytecznej dosłowności – że wyposażona w nadprzyrodzone środki wiedźma zadbała o wielce moralny upadek Księcia i jego Rusałki, pojawiając się w porę na zamku; jak nas poucza choćby „Świtezianka”, baśniowe bohaterki często same wystawiają na próbę wierność swoich niestałych kochanków. Doskonałość libretta, którą Dvořák wykorzysta bez reszty, polega także na świetnie pomyślanych rolach drugoplanowych: nimfy i driady igrają w świecie natury, prozaiczni śmiertelnicy obserwują z dala tragedię, której głębszy sens im umyka i która w istocie niezbyt ich wzrusza. Tak właśnie buduje się bogaty, pełny teatr. (...)
Dvořák sięga w „Rusałce” do środków Wagnerowskich (praca motywiczna, bogaty język harmoniczny), łagodzi jednak ich kontury najczyściej osobistym liryzmem, budując rzeczywistość intymną, tkliwą i zmysłową, posłuszną raczej estetyce ludowej ballady niż filozoficznego eposu. Znalazł nareszcie pełną i sprawiedliwą miarę swego teatralnego geniuszu, aliaż wstydliwej namiętności, subtelnego humoru, tragicznego uczucia utrzymanego w ludzkiej skali oraz miłości do natury, tworząc u zarania nowego stulecia jedno z najpiękniejszych osiągnięć opery romantycznej.
Piotr Kamiński, „Tysiąc i jedna opera”, t. 1., s. 395–397, Polskie Wydawnictwo Muzyczne SA, Kraków 2008.