repertuar

wczoraj
dzisiaj
jutro
PWŚCPSN
loading

dzisiaj

 
0
strona główna
Za garść dolarów, reż. Sergio Leone
Aktualności

Włoski dla początkujących

25 maja

Piotr Czerkawski przybliża tajniki kina z Italii

W ostatnich tygodniach oczy całego świata zwracają się na Półwysep Apeniński. W tym trudnym momencie, całym sercem wspierając Włochów i życząc im jak najszybszego opanowania pandemii warto pamiętać, że Italia to nie tylko przygnębiające migawki z telewizyjnych newsów. To także bliska wielu z nas kultura i jedna z najważniejszych kinematografii na świecie, której osiągnięcia prezentujemy co roku w ramach cyklu Cinema Italia Oggi. W oczekiwaniu na tegoroczną edycję przeglądu, nasz włoski maestro Piotr Czerkawski będzie przybliżał Wam tajniki kina z Półwyspu Apenińskiego. Kolejne odcinki cyklu będą ukazywały się w każdy wtorek.

#10 Pewnego razu we Włoszech

Trudno o coś piękniejszego niż widok trzech hałaśliwych Włochów, którzy wyrzucają z knajpy świętoszkowatego Johna Wayne'a. Mniej więcej taka zmiana warty nastąpiła w światowym westernie w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych. Buńczucznych przybyszów moglibyśmy ochrzcić bandą trzech Sergiów: Leone, Corbucciego i Sollimy.

Hersztem osobliwej szajki był bez wątpienia ten pierwszy. Bezczelny (fabułę swego pierwszego filmu zerżnął niemal w całości ze "Straży przybocznej" Kurosawy), przebiegły, ale i piekielnie utalentowany. Pracując w Europie, Leone wyzwolił western z niewoli amerykańskich mitów i konserwatyzmu obyczajowego. W filmach takich jak "Za garść dolarów" czy "Dobry, zły i brzydki" reżyser przyprawił stereotypowe opowieści o Dzikim Zachodzie czarnym humorem i przemocą. Przy okazji, gwałtownie zerwał także z idealizowaniem westernowych bohaterów. U Leone próżno szukać nieskazitelnych stróżów prawa, którzy bezinteresownie bronią słabszych przed bandytami. Ich miejsce zajęli samotni rewolwerowcy kierujący się przede wszystkim pragmatyzmem i chęcią zysku.

Leone i spółka doskonale trafili w swój czas. Filmy ochrzczone spaghetti westernami (we Włoszech po dziś dzień preferuje się termin "western all'italiana"), ze względu na swój relatywizm moralny, doskonale wpisywały się w idee postmodernizmu. Widoczna w nich odwaga obyczajowa zapowiadała natomiast rychłe nadejście rewolucji roku '68. Jak każda arystyczna moda, spaghetti westerny wytraciły impet, stały się przedmiotem licznych parodii, aż w końcu zupełnie zniknęły z pola widzenia. W ostatnich latach zaliczyły jednak renesans popularności, a ich największym ambasadorem okazał się Quentin Tarantino. Jeśli w "Kill Billu 2" twórca "Pulp Fiction" oddał swemu ulubionemu gatunkowi nieśmiały hołd, w "Django" napisał już pod jego adresem żarliwy list miłosny, a w "Pewnego razu w Hollywood" dodał jeszcze wzruszające post scriptum. Nie ma wątpliwości, że odgrzewane spaghetti już od dawna nie wyglądało tak apetycznie.

#9 Między skrajnościami

Luchino Visconti otrzymał za swoje filmy prawie tyle nagród, ile dziennie wypalał papierosów (około sto dwadzieścia). Przy okazji, nie miał sobie równych w łączeniu wizerunkowych i artystycznych sprzeczności. Arystokrata blisko związany z partią komunistyczną, bywalec salonów oskarżany o regularne miotanie wyzwisk w stronę aktorów. Wreszcie, jeden z twórców minimalistycznego "neorealizmu włoskiego", który największą sławę zyskał jako autor rozbuchanych filmowych fresków odnoszących się do najważniejszych wydarzeń z historii Italii. Dzięki swemu różnorodnemu dorobkowi spajanemu przez dekadencki urok i stylistyczne wyrafinowanie, zmarły w 1976 roku Visconti wciąż pozostaje jedną z najważniejszych ikon europejskiego kina.

Przyszły twórca "Białych nocy" zaczynał karierę jako asystent francuskiego mistrza Jeana Renoira. Pod jego okiem nie tylko nauczył się rzemiosła, lecz także umocnił swą lewicową wrażliwość. Po II wojnie światowej - w trakcie której spędził pewien czas w więzieniu za działalność antyfaszystowską - Visconti postanowił kontynuować walkę z ideowymi przeciwnikami za pomocą sztuki. Stworzone przez debiutującego reżysera "Opętanie" sytuowało się na antypodach wygładzonego, propagandowego kina epoki Mussoliniego. Po zrealizowaniu debiutu, Visconti pozostał wierny drapieżnemu realizmowi, z jakim odzwierciedlał niuanse konfliktów klasowych we włoskim społeczeństwie. Kulminacją tej strategii okazał się film "Rocco i jego bracia", który przyniósł reżyserowi rozgłos i uznanie krytyki. Na późniejszym etapie twórczości Visconti dał się poznać jako wytrawny badacz procesów historycznych. Włoskiego mistrza szczególnie interesowały momenty przesilenia, gdy następował zmierzch starego porządku, a na jego gruzach rodziła się nowa rzeczywistość. Choć nasze czasy wydają się sprzyjać podobnym dywagacjom, mało który reżyser ma dziś odwagę, by zapuszczać się w podobne rejony. Hrabia Visconti nie namaścił następcy i pozostał jedyny w swoim rodzaju.

#8 Grande Claudia

O fenomenie Claudii Cardinale warto pisać grube książki, ale można też wyjaśnić go za sprawą jednej anegdoty, gestu, który odsłania więcej niż mogłoby się wydawać. W 2011 roku, jako początkujący dziennikarz "Filmu" byłem umówiony na wywiad z włoską gwiazdą w ekskluzywnym łódzkim hotelu (to określenie tylko z pozoru brzmi jak oksymoron). Po przybyciu na miejsce zastałem Claudię palącą papierosa na hotelowym korytarzu. Po skończeniu tej czynności Cardinale rozglądała się za popielniczką, a po dłuższej chwili bezskutecznych poszukiwań zdecydowała się strząsnąć popiół o… tabliczkę z napisem NO SMOKING. Na koniec postanowiła nagrodzić mnie, jedynego widza tego osobliwego monodramu, uśmiechem, za który rewolwerowcy z "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie" oddaliby wszystkie swoje nagrody. W tej niepozornej scence znalazło się właściwie wszystko, za co najbardziej cenię włoską diwę: indywidualizm, buntowniczy duch i łagodzący go w miarę potrzeb, niepodrabialny wdzięk.

W karierze Cardinale stereotypowy był tylko jej początek: młoda Claudia dostała się do świata filmu jako laureatka konkursu piękności. Początkująca aktorka z łatwością mogłaby zrobić przyzwoitą karierę wyłącznie dzięki urodzie, ale ambicje Włoszki sięgały znacznie dalej. Cardinale zyskała status muzy dwóch mistrzów włoskiego kina - Luchina Viscontiego i Federica Felliniego (nad "Lampartem" i "Osiem i pół" pracowała w tym samym czasie!), a w swoim dorobku ma też role u Sergia Leone i Wernera Herzoga. Choć piękna aktorka wzbudzała olbrzymie zainteresowanie paparazzi, nigdy nie zgodziła się na narzucone przez nich warunki gry. We wspomnianej rozmowie opowiadała mi jak, na złość tabloidom, które podsycały atmosferę rywalizacji między dwiema ikonami, postanowiła zaprzyjaźnić się z Brigitte Bardot. Kiedyś, ku osłupieniu Paryżan, obie aktorki postanowiły zresztą przejść się po Polach Elizejskich, udając zakochaną w sobie parę (BB ucharakteryzowała się wówczas na przystojnego mężczyznę).

W ostatnich latach Cardinale ograniczyła aktywność zawodową i rzadziej niż kiedyś przykuwa uwagę mediów. W wywiadzie zapewniła mnie jednak, że pragnie kontynuować karierę nawet po dziewięćdziesiątce. Jak nigdy mam nadzieję, że - pomimo swego zamiłowania do kokieterii - akurat wtedy mówiła zupełnie serio.

#7 Apetyt na życie

Jeden z ulubionych reżyserów Madonny, miłośnik Wisławy Szymborskiej, włoski bliźniak Pedra Almodovara. Ferzan Özpetek powraca z nowym filmem. Zbierający w Italii świetne recenzje „Sekret Bogini Fortuny” trafi na polskie ekrany jeszcze w tym roku.

Gdyby chcieć opisać kino Özpetka za pomocą jednej sceny, można sięgnąć do jego debiutu pod tytułem – „Hamam – łaźnia turecka”. Sfrustrowana żona informuje męża: „Zdradziłam cię z innym mężczyzną”. Ukrywający przez lata homoseksualne skłonności partner ze stoickim spokojem odpowiada tylko: „Ja też”. Włoski reżyser o tureckich korzeniach, jak mało kto oprócz niego, potrafi być w tym samym momencie melodramatyczny i zabawny, sentymentalny i pełen gorzkiej ironii.

Özpetek nie boi się przy tym flirtować z kiczem i konfrontować swoich bohaterów ze skrajnymi doświadczeniami. W filmach twórcy „Okien” roi się od śmiertelnych wypadków, nieuleczalnych chorób i uczuciowych mezaliansów. Jednocześnie, bohaterowie Özpetka mają swoje sposoby na odreagowywanie napięć. Jednym z nich jest skupienie na codziennych, zmysłowych przyjemnościach. W kinie Özpetka seks uprawia się z pasją, wino pije się litrami, a posiłki spożywa podczas niekończących się uczt w gronie przyjaciół. Nie inaczej dzieje się także w „Sekrecie…”, w którym wsparcie znajomych pozwala nieszczęśliwym bohaterom odzyskać apetyt na życie. Siła najlepszych filmów Özpetka polega na tym, że w podobny sposób działają także na swoich widzów.

#6 Rzymskie spotkania

Nieoceniony Michel Houellebecq pisał w "Platformie", że "W życiu może zdarzyć się wszystko, a zwłaszcza nic". W odniesieniu do Rzymu bez wątpienia sprawdza się pierwsza część słynnego bon motu. Doświadczyłem tego na własnej skórze podczas jednej z ostatnich wizyt w tym mieście, niemal równo rok temu. Gdy niepozornego niedzielnego popołudnia stałem w ogródku słynnego baru San Calisto, ze wszystkich trzech milionów mieszkańców Rzymu, moim oczom ukazał się akurat… Paolo Sorrentino. Udało nam się wtedy nawet zamienić kilka słów i podzielić się - kompletnie nietrafionymi, jak się później okazało - prognozami na temat kolejnego sezonu Serie A. W jednej ze scen Sorrentinowskiego "Wielkiego piękna" dochodzi zresztą do równie niespodziewanego spotkania. W opustoszałym, nocnym Rzymie wracający z hucznej imprezy Jep Gambardella mija na ulicy francuską diwę Fanny Ardant, która wygląda jak wysłanniczka z innego, doskonalszego świata. Trudno o lepszy dowód na to, że Wieczne Miasto zaskakuje na każdym kroku, wulgarność miesza się tam z poezją, a nowoczesność bywa spychana w cień przez historię. Równie malownicze rzymskie kontrasty inspirowały filmowców na długo przed Sorrentinem. Tuż po II wojnie światowej neorealiści pokazywali, jak miasto i jego mieszkańcy radzą sobie ze skutkami fatalnej sytuacji ekonomicznej ("Złodzieje rowerów" Vittoria de Siki). W niedługim czasie włoska stolica odzyskała dawny urok i zaczęła przyciągać do siebie filmowców z Hollywood. Amerykanie wykorzystywali rzymskie scenerie bądź wnętrza słynnego studia Cinecitta głównie do realizacji superprodukcji historycznych bądź komedii romantycznych, na czele ze słynnymi "Rzymskimi wakacjami" Willama Wylera. Na miano najbardziej przenikliwego portrecisty włoskiej stolicy nie zasługuje jednak żaden przybysz z zagranicy, lecz Federico Fellini. Włoski mistrz umieszczał w Wiecznym Mieście akcję wielu swoich filmów, lecz przede wszystkim złożył mu hołd w "Rzymie" z 1972 roku. W tym niezwykłym dziele Fellini czyni swoje ulubione miasto przestrzenią imponujących odkryć archeologicznych, królestwem zuchwałych prostytutek i scenerią groteskowego pokazu kościelnej mody. Choć od powstania "Rzymu" minęło niemal pół wieku, wizja Felliniego bynajmniej nie straciła na aktualności. Wieczne Miasto wciąż pozostaje miejscem tajemniczym, magnetycznym i nieprzewidywalnym.

#5 Łagodne potwory Mattea Garrone

Matteo Garrone zapewne nie zostanie ulubieńcem włoskiego Ministerstwa Turystyki. Italia portretowana przez twórcę "Gomorry" nie ma nic wspólnego z winem, śpiewem i dolce far niente. Od malowniczych zakątków Garrone woli mroczne zakamarki, a ponad piękno stawia interesującą brzydotę. Włoskiemu reżyserowi chodzi przy tym o coś więcej niż banalne epatowanie okrucieństwem. Większość dzieł autora "Dogmana" ma w sobie coś z klasycznych baśni. Ich bohaterami są poczciwcy, którzy traktują sojusz ze złem jako drogę na skróty, prowadzącą do sławy, bogactwa i uczuciowego spełnienia. W karierze Garrone dzieła uwspółcześniające baśniowe schematy ("L'Imbalsamatore", "Reality", "Dogman") sąsiadują z ich bardziej tradycyjnymi reprezentacjami ("Pentameron"). Do tego drugiego nurtu należy najnowszy film reżysera - "Pinokio", którego międzynarodowa premiera odbyła się na tegorocznym Berlinale. Tytułowy bohater adaptacji słynnej książki Carla Collodiego, wydaje się krnąbrnym, lekkomyślnym egoistą, na każdym kroku rozczarowującym dobrodusznego ojca (w tej roli, grający z właściwą sobie kontrolowaną przesadą, Roberto Benigni). Z biegiem czasu chłopiec uczy się jednak oswajać wewnętrzne demony i skutecznie odwdzięcza się rodzicowi za lata troski. Garrone zaskoczył zatem wszystkich i - wciąż pozostając wiernym samemu sobie - nakręcił najłagodniejszy film w karierze. O tym, czy ta wizerunkowa wolta wypadła przekonująco, polscy widzowie przekonają się już niebawem. "Pinokio" powinien trafić na nasze ekrany jeszcze w tym roku.

#4 Szukając przełomu

Naprawić pogrążony w kryzysie związek, zebrać materiały do doktoratu, stracić dziewictwo… Cele, dla których bohaterowie zagranicznych filmów przyjeżdżają do Włoch bywają wzniosłe i przyziemne, a często znajdują się na przecięciu tych dwóch porządków. Tak czy inaczej, Italia często stanowi magnes dla wszystkich tych, którzy potrzebują nowego otwarcia, chcieliby doświadczyć życiowego przełomu. Za jeden z fundamentów tego mitu może uchodzić klasyczna "Podróż do Włoch" Roberta Rosselliniego. W filmie mistrza neorealizmu zupełnie niedobrana para Brytyjczyków (w tych rolach George Sanders i Ingrid Bergman) przybywa do Kampanii, by sprzedać odziedziczoną właśnie posiadłość. W rzeczywistości cel tej wizyty okazuje się znacznie głębszy. Pod wpływem kontaktu z jednocześnie pociągającą, ale i dziwnie melancholijną kulturą włoskiego Południa, małżonkowie nieoczekiwanie zbliżają się do siebie i dostrzegają szansę na odbudowę relacji. W bliższych nam czasach Italia częściej kojarzy się filmowcom z młodością i dojrzewaniem. W "Ukrytych pragnieniach" Bernarda Bertolucciego wizyta w Toskanii stanowiła dla nastoletniej amerykanki Lucy przyspieszony kurs zmysłowości, celebracji codzienności i wrażliwości na piękno. Każdy, kto obejrzał ten film w odpowiednim momencie swojego życia mógł poczuć się, jakby uczestniczył w tej lekcji razem z bohaterką. Niedawno podobną rolę w biografii wielu widzów odegrało "Call Me By Your Name" w reżyserii - wielbiciela i spadkobiercy Bertolucciego - Luki Guadagnina. Choć z dzisiejszej perspektywy wspomnienia leniwych przedpołudni na idyllicznej, lombardzkiej prowincji wydają się odległe, ten stan nie potrwa przecież wiecznie. Największej otuchy dodał nam wszystkim sam Guadagnino, który kilka dni temu ogłosił, że rozpoczął prace nad sequelem filmu.

#3 Najpiękniejszy uśmiech świata

Giulietta Masina nie miała w sobie urody Sofii Loren, zmysłowości Claudii Cardinale ani wystudiowanej elegancji Moniki Vitti. Dysponowała jednak czymś innym, być może ważniejszym: najpiękniejszym uśmiechem świata. Grymas, który najpełniej wybrzmiał w pamiętnym finale "Nocy Cabirii" (1957) nie miał w sobie nic z naiwności ani infantylizmu, nie brał się też z desperackich prób zaklinania rzeczywistości. Uśmiech Cabirii był uśmiechem kobiety dojrzałej, naznaczonej goryczą, lecz potrafiącej przebić się przez nią i spojrzeć na przyszłość z ufnością. Aktorka, która z chaplinowską gracją balansowała między humorem a melodramatyzmem, doskonale wiedziała, jak wcielić się w taką postać. Nieustanna huśtawka nastrojów stanowiła domenę związku gwiazdy z Federico Fellinim, któremu Masina towarzyszyła zarówno w początkach ("Światła variete" z 1950 r.), jak i u schyłku kariery ("Ginger i Fred" z 1986 r.). Być może najtrafniejszą metaforę - jednocześnie głębokiej i toksycznej - relacji tych dwojga przyniosła słynna "La strada" z 1954 roku. Nagrodzony Oscarem film Felliniego z wielkimi rolami Masiny i Anthony'ego Quinna pokażemy w Kinie Nowe Horyzonty w najbliższych miesiącach.

#2 W świetle bramki

W jednym z odcinków serialu "Młody papież", watykański sekretarz stanu, kardynał Angelo Voiello, musi tłumaczyć się policji z zarzutu o pobicie znanego restauratora. Na pytanie o motywy, hierarcha, zagorzały kibic Napoli, odpowiada: "Ten człowiek powiedział, że Maradona znów ćpa. A przecież nie wymienia się imienia Boga nadaremno". To najbardziej realistyczna scena w całym - słynącym ze stylistycznych szarż i barokowej przesady - serialu. Włoskie zamiłowanie do piłki nożnej to rzecz z polskiej perspektywy niewyobrażalna - co tydzień, w dzień meczowy można poczuć się jakby Małysz zdobywał Kryształową Kulę, Tokarczuk odbierała Nobla, a w Kinie Nowe Horyzonty puszczano "Szatańskie tango". W Italii calcio wywiera wpływ na politykę, miłość i wskaźnik biometu. Nic dziwnego, że zainteresowało się nim także kino. Za sprawą oddanego Paola Sorrentina w rywalizacji o tytuł najmocniej obecnego w popkulturze klubu piłkarskiego prowadzi ostatnio SSC Napoli. Po piętach depcze mu jednak AS Roma, do której kibiców należą Matteo Garrone czy nagrodzeni na ostatnim Berlinale bracia D'Innocenzo. W trakcie meczu Romy na Stadio Olimpico rozgrywa się choćby efektowna scena finałowa włoskiego filmu superbohaterskiego - "Jeeg Robot". Ze stołecznym klubem związana jest także akcja "Il campione", które powinno okazać się przebojem tegorocznego przeglądu Cinema Italia Oggi. Film Leonarda D'Agostiniego to zabawna opowieść o pozornie niemożliwej przyjaźni rodzącej się między niezbyt rozgarniętym, młodym gwiazdorem Romy, a jego - wynajętym przez klub - nauczycielem. "Il campione" stanowi najlepszy dowód na to, że, na boisku i poza nim, nie ma nic lepszego niż niekonwencjonalne duety.

#1 Buntownik z klasą - Marco Bellocchio

Prezentowanego na ostatnim festiwalu w Cannes "Zdrajcę" (Il traditore) ogląda się trochę jak folder reklamowy włoskiego kina. Opowieść o losach skruszonego sycylijskiego gangstera Tommasa Buscetty ma w sobie hipnotyzującą elegancję, ironię i barokowy rozmach. W pierwszej chwili trudno uwierzyć, że ten gęsty od znaczeń, zrealizowany z iście młodzieńczą zachłannością film wyszedł spod ręki osiemdziesięcioletniego Marca Bellocchia. Reżyser, który rozpoczynał karierę w burzliwych i rozpolitykowanych latach sześćdziesiątych, ani myśli jednak godzić się ze statusem szacownego klasyka. Kariera Bellocchia rozpoczęła się od "Pięści w kieszeni" - zuchwałego ataku na pozornie nietykalną we włoskiej kulturze instytucję rodziny, a zwłaszcza postać matki. Na późniejszym etapie przygody z kinem Bellocchio pozostał wierny kontestacyjnej naturze i lewicowemu zaangażowaniu, lecz jednocześnie poszerzał zainteresowania i próbował swych sił w różnych konwencjach. Na eklektyczny dorobek włoskiego reżysera składają się między innymi: gorzka satyra na świat mediów ("Dajcie sensację na pierwszą stronę"), polityczny film o porwaniu premiera Aldo Moro ("Witaj, nocy"), a nawet dramat erotyczny ("Diabeł wcielony"). Do najważniejszych dzieł Bellocchia należy również nagrodzony na Berlinale "Wyrok" z 1991 roku, w którym ważne role zagrali Andrzej Seweryn i Grażyna Szapołowska. Bellocchio doskonale pamięta tamtą współpracę, a kilka lat temu podczas wywiadu przeprowadzonego na festiwalu w Lecce opowiadał mi: "Seweryn to świetny aktor i wielki gentleman. W »Wyroku« bardzo dobrze poradził sobie z wymagającą rolą prokuratora. Pamiętam jednak, że raz trochę mnie rozbawił. Pewnego dnia po zdjęciach zauważyłem z daleka jakiegoś faceta ubranego w elegancki, biały garnitur, który wyróżniał go z tłumu nawet na rzymskiej ulicy. Obok niego szła grupka Polaków ubranych tak samo odświętnie i również na biało. Gdy zapytałem o co chodzi, Andrzej odpowiedział z dumą: »Idziemy do papieża!« Czułem się, jakbym oglądał film Felliniego". Od równie malowniczych scen roi się także w filmografii samego Bellocchia, którego "Zdrajcę" firma Gutek Film wprowadzi na ekrany po ponownym otwarciu polskich kin.

czytaj także

Polub nas

Bądź na bieżąco, dołącz do newslettera!