Od 28 lutego w Kinie Nowe Horyzonty.
Jeden z najgłośniejszych filmów europejskich ubiegłego roku. Camiel Borgman staje się częścią rodziny z wyższych sfer. Przygarnąwszy do domu nieznajomego, Marina początkowo ukrywa ten fakt przed swoim mężem. Nieznajomy zaczyna manipulować kobietą, która z początku tego nie zauważa. Niebawem domownicy uświadamiają sobie jednak, że Camiel pragnie zamienić ich życie w prawdziwy koszmar.
"Pierwsze sceny nie przypominają kompletnie niczego, co widzieliście dotąd na dużym ekranie. Oto ksiądz ze strzelbą i dwaj rośli mężczyźni z siekierą i kijem robią obławę. Na co? Trudno powiedzieć, bo ich cel widzimy tylko przez chwilę, ale wydaje się, że jest to coś w rodzaju leśnych, ulokowanych pod ściółką i mchem bunkrów, w których - do końca pozostający niezidentyfikowanymi - bohaterowie urządzili sobie przytulne kryjówki. Tytułowemu bohaterowi udaje się zbiec i stukając od drzwi do drzwi okolicznych „szklanych domów" trafia pod dach Richarda i Mariny. Najpierw pan domu spuszcza mu łomot, a następnie pani domu serwuje kąpiel, podaje kolację i kładzie do łóżka w domku dla gości. A wkrótce robi wszystko, by przybłęda na dobre został w ich życiu. Nie z poczucia winy, ani z zauroczenia, a nawet pożądania, które wprawdzie po drodze także się w przyplątuje. Marina jest po prostu znudzona – tą diagnozę współczesne kino stawia zresztą bogaczom ostatnio regularnie. (...) Borgman to ten rodzaj kompletnie szalonego kina, po którym godzinami można też prowadzić dyskusje na temat odniesień, aluzji, scen-cytatów z klasyki kina i ich znaczeń. Są tu i Funny Games Michaela Haneke i Kieł Giorgosa Lanthimosa, a nawet Dziecko Rosemary." (Karolina Pasternak, stopklatka.pl)
"Tajemniczy mężczyzna imieniem Borgman stopniowo zacznie przejmować kontrolę nad rodziną, do posiadłości zaprosi swoich kumpli, a tych, którzy będą starali się pokrzyżować mu plany, umieści z głową w wiadrze cementu na dnie stawu. Alex van Warmerdam, w Polsce właściwie nieznany, od połowy lat 80. swoją podążającą nieoczywistymi ścieżkami wyobraźnią zasila coraz wątlejszą tradycję europejskiego surrealizmu. Punkt wyjścia i wytrwałość, z jaką tym razem Holender tworzy oryginalną rzeczywistość, przywodzi na myśl słynnego Kła Yorgosa Lanthimosa, a sięgając nieco dalej – Teoremat Pasoliniego. Film nie stara się być jednak kolejną krytyką współczesnej, zatomizowanej rodziny, nawet jeśli motyw obcego wprowadza kilka społecznych rozpoznań („Jesteśmy z Zachodu, to nie nasza wina, że jesteśmy bogaci”). Borgman to przede wszystkim pierwszorzędna, zaskakująca czarna komedia napędzana makabrycznymi, absurdalnymi pomysłami." (Mariusz Mikliński, "Aktivist")