Wielki Błękit to film, który nie tyle się ogląda, co przeżywa – jak nurkowanie w głębiny oceanu. To medytacja o człowieku, który słyszy zew czegoś głębszego niż codzienność, silniejszego niż więzi społeczne, bardziej pierwotnego niż rozum – zew natury, przestrzeni, ciszy, i powrotu do źródła.
W centrum tej opowieści są dwaj przyjaciele – Jacques Mayol i Enzo Molinari – rywale w nurkowaniu na bezdechu. Ale to nie sportowy dramat, tylko głęboko symboliczna opowieść o pasji, samotności, więzi z wodą i o granicach między życiem a śmiercią. Jacques (postać inspirowana autentycznym nurkiem, który później stał się inspiracją także dla ruchu „delphin therapy”) nosi w sobie jakąś cichą tęsknotę – nie za rekordem, lecz za oceanem jako miejscem, gdzie może być naprawdę sobą.
To film o oddechu – jako granicy między ciałem a światem, między świadomością a nieświadomością. Oddech wstrzymany, oddech odzyskany. Idealnie wpisuje się w neuroprojekcyjną analizę: bo jest tu i biologia adaptacyjna nurkowania głębinowego (reakcja nurka, bradykardia, fizjologia ssaków morskich), i motyw zmienionych stanów świadomości, i symboliczna podróż jaźni ku naturze. W warstwie wizualnej – to majstersztyk. Hipnotyzujące zdjęcia oceanu, muzyka Érica Serry, która wciąga jak prąd morski, i rytm narracji, który bardziej przypomina sen niż film.
Dlaczego warto go obejrzeć w Neuroprojekcjach? Bo to opowieść o człowieku w jego najbardziej nagiej formie – poza społecznymi maskami, poza językiem, w kontakcie z głębią, gdzie umysł przestaje analizować, a zaczyna odczuwać. Wielki Błękit mówi o transcendencji.