repertuar

wczoraj
dzisiaj
jutro
PWŚCPSN
loading

dzisiaj

 
0
strona główna

"Così fan tutte" Wolfganga Amadeusza Mozarta

Wolfgang Amadeus Mozart (1756–1791)

Così fan tutte ossia La scuola degli amanti

Tak czynią wszystkie albo Szkoła kochanków

Opera komiczna w dwóch aktach (1790) | KV 588

Libretto: Lorenzo da Ponte

Premiera niniejszej inscenizacji The Metropolitan Opera: 8 lutego 1996 roku

Transmisja przedstawienia:

26 kwietnia 2014 | sobota | 18:30

Obsada:*

Matthew Polenzani jako Ferrando

Rodion Pogossov jako Guglielmo

Maurizio Muraro jako don Alfonso

Susanna Phillips jako Fiordiligi

Isabel Leonard jako Dorabella

Danielle de Niese jako Despina

Chór i orkiestra The Metropolitan Opera

James Levine dyrygent

Realizatorzy:

Lesley Koenig reżyseria

Michael Yeargan scenografia i kostiumy

Duane Schuler światło

Prowadzenie podczas transmisji:

Renée Fleming

Realizacja telewizyjna transmisji:

Gary Halvorson

Przedstawienie w języku oryginału (włoskim) z napisami w językach polskim i angielskim. | Przedstawienie trwa około 4 godzin (w tym 1 przerwa).

* W kolejności śpiewania.

 

Treść opery

 

AKT PIERWSZY

Neapol, koniec XVIII wieku. Dwaj młodzi oficerowie, Ferrando i Guglielmo, wychwalają urodę i cnoty sióstr Dorabelli i Fiordiligi. Dorabella jest bowiem narzeczoną Ferranda, a Fiordiligi – Guglielma. Stary przyjaciel dwóch mężczyzn, dość cyniczny don Alfonso, sugeruje im, że stałość kobiety jest niczym Feniks: wszyscy o nim wiedzą, ale nikt go na oczy nie widział. Alfonso namawia zatem młodych oficerów do zawarcia zakładu. Wygraną ma być spora sumka, Ferrando i Guglielmo muszą jednak słuchać się go we wszystkim przez jeden dzień, a szybko wyjdzie na jaw, że ich narzeczone są niewierne jak każda inna kobieta na świecie. Na wpół zirytowani, na wpół rozbawieni oficerowie przyjmują zakład.

Dorabella i Fiordiligi wciąż myślą o swoich narzeczonych, nie mogąc doczekać się ślubu z nimi. Don Alfonso rozpoczyna swoją intrygę. Przynosi siostrom straszliwą wieść: Ferrando i Guglielmo dostali pilny rozkaz wyjazdu na front. Zjawiają się sami zainteresowani, smutni jak nie wiadomo co. Następuje wzruszająca scena pożegnania. Oficerowie ruszają do koszar, by przygotować się do boju, panny zostają w rozpaczy.

Pokojówka sióstr, Despina, przeklina swój pokojówkowy los: ileż to ze wszystkim roboty, a i jeszcze czekolady nie dadzą się napić! W międzyczasie Dorabella popada w histerię z tęsknoty za narzeczonym i chce się zabić, Fiordiligi zaś stara się ją uspokoić. Na wieść o przyczynie rozpaczy sióstr Despina wybucha śmiechem, radząc jednocześnie swym osłupiałym ze zdumienia paniom, żeby czym prędzej poszukały sobie nowych absztyfikantów, bo starzy, będąc na wyjeździe, na pewno nie próżnują. Nie ma zatem co marnować kobiecej wierności dla tych głupich facetów!

Ponownie zjawia się don Alfonso, który za pomocą brzęczących monet przekonuje Despinę, by ta mu pomogła w pewnej sprawie, oczywiście nie wtajemniczając jej w cały plan. Ma tu don Alfonso za rogiem dwóch interesujących Albańczyków, którzy chcieliby poznać Dorabellę i Fiordiligi. Czy Despina zechciałaby ich zaanonsować?

Dochodzi do spotkania sióstr z cudzoziemcami, którymi są przebrani Guglielmo i Ferrando. Panowie zaczynają zalecać się do pań, jeden do narzeczonej drugiego. Dorabella i Fiordiligi są jednak niewzruszone niczym skała i zarazem oburzone niewybrednymi propozycjami przybyszy. „Albańczycy” nie dają za wygraną: albo siostry przyjmą ich zaloty, albo natychmiast wypiją truciznę! Tak też się staje. Despina, popędzana przez don Alfonsa, biegnie po lekarza, a panie zostają z cudzoziemcami na chwilę same... Zjawia się medyk – a jest nim przebrana Despina – który usiłuje wyleczyć zatrutych, jednak zastosowana terapia nie skutkuje. Trzeba sięgnąć po bardziej agresywne środki. Jedynym ratunkiem dla umierających jest już tylko pocałunek. Czy Dorabella i Fiordiligi ocalą tym sposobem cudzoziemców? Siostry z oburzeniem odmawiają, jednak chwilę później staje się jasne, że egzotyczni mężczyźni wzbudzili zainteresowanie dziewczyn.

przerwa

AKT DRUGI

Despina instruuje swoje panie, jak powinno się traktować mężczyzn. Poza tym w zwykłym flircie nie ma przecież nic złego! Opór sióstr słabnie. Następuje spotkanie całej czwórki. Po krótkiej, dość niemrawej konwersacji każda para odchodzi w swoją stronę. Dorabella nie może oprzeć się czułym słówkom Guglielma i przyjmuje od niego medalionik w kształcie serca, który zawiśnie teraz na jej szyi zamiast portretu Ferranda. Ferrando nie może natomiast uwieść Fiordiligi, która każe mu się udać tam, gdzie pieprz rośnie. Zostawszy jednak sama, nie potrafi opanować rosnącego zainteresowania obcokrajowcem.

Ferrando, uradowany wygraniem zakładu, informuje Guglielma, że ten ma wierną narzeczoną. Guglielmo wpada w szał szczęścia, sam jednak nie ma tak entuzjastycznych wiadomości dla przyjaciela. Ferrando nie może powstrzymać wściekłości. Panowie żądają też od don Alfonsa wypłaty połowy nagrody za połowicznie przegrany przezeń zakład, ale mężczyzna mówi im, żeby nie chwalili dnia przed zachodem słońca.

Fiordiligi, wstrząśnięta zachowaniem siostry, postanawia ratować ją i siebie: przebrane za żołnierzy wyruszą na wojnę, by wpaść w ramiona swoich ukochanych. Dorabella jednak nie ma zamiaru nigdzie się ruszać. Fiordiligi postanawia zatem sama udać się na linię na frontu. Gdy zakłada wojskowy mundur, zjawia się Ferrando i łamie resztki oporu Fiordiligi.

Dowiedziawszy się o niewierności swej narzeczonej Guglielmo nie może opanować wściekłości. Don Alfonso przypomina to, o czym mówił wcześniej: tak czynią wszystkie. Nie ma więc co rozpaczać nad rozlanym mlekiem, tylko trzeba czym prędzej poślubić te dwa ziółka.

Koniec końców siostry zgodziły się wyjść za obcokrajowców. Wszystko już przygotowane. Zjawia się don Alfonso z urzędnikiem stanu cywilnego, ale żeby ślub nie odbył się naprawdę (to byłoby już za wiele), urzędnikiem owym jest przebrana Despina. Siostry podpisują akty ślubu. Wtem odzywa się wojskowy werbel, oznajmiając tym samym powrót żołnierzy z wojny. Fiordiligi i Dorabella wpadają w panikę. Ukrywają „Albańczyków”, bo przecież za chwilę zjawią się ich dawni narzeczeni! Tak też się staje. Ferrando i Guglielmo wracają do domu. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że w ręce oficerów wpadają akty ślubu. Mężczyźni są oburzeni zachowaniem sióstr, które błagają ich o przebaczenie. Kiedy jednak wychodzi na jaw, że ci cali Albańczycy to bujda na resorach, nabrane Fiordiligi i Dorabella okazują irytację. Don Alfonso godzi wszystkich: nie stało się przecież nic takiego, co nie dzieje się od narodzin ludzkości. Panie ponownie przysięgają panom wierność, a panowie przysięgają paniom, że tejże wierności nie będą już więcej wystawiać na próbę...

 

To jedno z najlepszych dzieł scenicznych genialnego klasyka wiedeńskiego, a jednocześnie apoteoza opery komicznej. Problemem jest tylko to, że zakończenie „Così fan tutte” nie należy do najzabawniejszych: ujawnia bowiem pewną istotną słabość głównych bohaterów – zdradę. Dwaj przyjaciele postanowili wystawić na próbę wierność swoich ukochanych. W orientalnych przebraniach zaczynają zaloty – każdy do narzeczonej drugiego. Panie, po krótkim oporze, ulegają ich wdziękom, bo – podobno – tak czynią wszystkie. Panowie też nie pozostają bez winy.

Z komentarza Piotra Kamińskiego

Massimo Mila, wybitny muzykolog włoski, mówi o „traktacie miłosnym” w trzech częściach: „Wesele Figara” to poszukiwanie szczęścia; „Don Giovanni” to wykład o niemożności kochania; „Così fan tutte” to cyniczna rezygnacja w obliczu niedoskonałości stosunków miłosnych. W trylogii owej „Così” zajmuje miejsce odrębne, nie może się bowiem pochwalić bezpośrednim literackim rodowodem. „Figaro” stoi genialną intrygą Beaumarchais’go, „Don Giovanni” kąpie się w bujnej mitologii – ale Fiordiligi i Dorabella, „dame ferraresi”*? Tymczasem tradycja istnieje, wystarczy jej poszukać tam, gdzie się skryła, u Brantôme’a, Boccaccia, Crébillona syna, w libertyńskim epizodzie z „Kubusia Fatalisty” Diderota oraz u Choderlosa de Laclos; wśród „pań swawolnych”, „niebezpiecznych związków”, na gadatliwych „Sofach”, które lubieżny Boy przeszczepił na grunt polski, w całej literaturze dyszącej seksem – a więc wszechobecnym żywiołem, któremu Europa zawdzięcza niejedno rozkoszne arcydzieło. Po cóż zresztą daleko szukać, skoro szelma Aleksander Fredro napisał swoje „Così” w postaci „Ślubów panieńskich”, gdzie powietrze aż się gotuje od libido i gdzie można przenieść cała Mozartowską obsadę...

Komedia erotyczna – oto termin właściwy. Komedia, która w swej perwersyjnej wizji ludzkiego losu idealnie odzwierciedla jego treść i sens, gdyż jest on śmieszny do rozpuku: niczym Molierowskie Arganty i Geronty siedzimy przecie w worku i leją nas kijami, choć nie wiemy kto i dlaczego, albo jak Ferrando i Guglielmo dajemy się schwytać w pułapkę naszych własnych żądz. Erotyczna, a nawet zuchwale seksualna („Ah, poveretto me! Cosa ho veduto!” – „Biednyż ja, biedny, co ja widziałem!” – krzyczy Guglielmo po zwycięstwie Ferranda, a my wiemy świetnie, co widział: to samo, co godzinę wcześniej uczynił był z Dorabellą). Gdyż nie ma zdrady nieskonsumowanej, należy więc wyobrazić sobie nasze czyste lilije w najzuchwalszych obłapkach, których się od pierwszej sceny doczekać nie mogły („matrimonio presto...”**), i stąd pośpieszne małżeństwo. I właśnie z tego się śmiejemy, od antyku aż po... „American Pie 3”.

Śmieje się też i muzyka, łzami się przy tym zalewając, choć to ziarnko goryczy drąży powolutku i podstępnie nasz umysł, na tym bowiem polega geniusz komedii. Wara go tykać reżyserską siekierą, myśleniem dosłownym, wulgarnym i głupim, skrytym podle za „współczesną wrażliwością”. (...)

Jest w tej operze swawolny zbytek muzyki, „za dużo nut”, jak w „Uprowadzeniu z seraju”, tym razem jednak zmierza on do jasno wyznaczonego dramaturgicznego celu: skoro mowa o pożądaniu, zmysłach, zakazanych rozkoszach i miłosnych opałach, muzyka łechce nas nieustannie, ryzykuje odległe tonacje (Es-dur – A-dur w drugim finale), igra instrumentalną barwą i inwencją, pieści i wystawia pazurki. (...)

(...) kto kogo poślubi na zakończenie? To kwestia niebłaha, gdyż dotyczy drugiego, istotnego tematu komedii, jakim jest autentyczność uczuć. Wystawmy sobie chłopców, którzy zamiast zajmować się dziewczynami, pętają się po mieście ze starym cynikiem. Wystawmy sobie dziewczęta, co zamiast wziąć ich za twarz albo znaleźć sobie lepszych, gapią się tępo w ich portrety. Załóżmy teraz, że żadne z nich jeszcze się dobrze drugiemu nie przyjrzało, wierne społecznie narzuconej konwencji, tę zaś należy czym prędzej przełamać. Być może Alfonso to spostrzegł i działa świadomie, być może finał to jedynie uboczny produkt jego cynicznych igraszek, muzyka jednak dobitnie kojarzy tkliwego tenora Ferranda z romantyczną primadonną Fiordiligi, a jurnego basa Guglielma ze zmysłową Dorabellą (...). Najlepszą przysługę, jaką mógłby wyświadczyć „Così fan tutte” inteligentny reżyser, byłoby zachowanie wątpliwości do samego końca – o tym bowiem mówi opowieść. To jednak nie powód, by popadać w ponuractwo, każąc się wszystkim rozejść z nosem na kwintę, każde do osobnej garderoby. Mozart napisał na zakończenie radosną, „rozważną” winietę w C-dur: jakkolwiek będzie, będzie wesoło.

 ___________________________________

* Wł. ‘damy z Ferrary’.

** Wł. ‘szybkie małżeństwo; prędko wyjść za mąż lub ożenić się’.

 

Piotr Kamiński, „Tysiąc i jedna opera”, t. 1., s. 1045–1047, Polskie Wydawnictwo Muzyczne SA, Kraków 2008.

 

JAMES LEVINE dyrygent

Amerykanin. Jeden z najbardziej znanych dyrygentów operowych świata. Ostatnio brawurowo przygotował w Met „Falstaffa”, komedię muzyczną G. Verdiego. Przedstawienie to – za pośrednictwem satelity – mogliśmy podziwiać w grudniu zeszłego roku. W swoim repertuarze ma ponad 80 oper ponad 30 kompozytorów. Od 42 lat ściśle związany z nowojorską The Metropolitan Opera (Met), której jest wizytówką. W teatrze tym zadebiutował w roku 1971, dyrygując przedstawieniem „Toski” G. Pucciniego. W 1976 roku mianowano go dyrektorem muzycznym Met; tę funkcję sprawuje do dziś. Nowojorska scena zawdzięcza mu pojawienie się w jej repertuarze dzieł G. Gershwina, A. Schönberga, A. Berga, I. Strawińskiego czy K. Weilla. Uwielbiany przez śpiewaków. Dyrygował przedstawieniami, w których występowały gwiazdy tej miary, co Luciano Pavarotti, Plácido Domingo, Thomas Hampson, Mirella Freni, Marylin Horne, Leontyne Price, Teresa Stratas, Renata Tebaldi, Christa Ludwig czy Anna Natrebko i Mariusz Kwiecień. To między innymi dzięki jego charyzmie najlepsi śpiewacy chcą występować w Met. Pracę nad muzycznym przygotowaniem nowej inscenizacji Wagnerowskiej tetralogii „Pierścień Nibelunga” przerwała mu poważna choroba. Nie wiadomo było, czy artysta w ogóle wróci za dyrygencki pulpit, jednak po kilku latach, w tym sezonie, zadyrygował z ogromnym sukcesem „Così fan tutte” W. A. Mozarta (zgromadzeni w 2.000 sal widzowie cyklu transmisji „The Met: Live in HD” oglądają inscenizację tej opery pod jego kierownictwem muzycznym właśnie dzisiaj). Levine nie stroni też od repertuaru symfonicznego i współpracuje z wieloma zespołami filharmonicznymi na świecie. Nagrywa dla Sony Classical. Jest także wybitnym pianistą.

 

Tłumaczenie i opracowanie: Bartłomiej Majchrzak.

Źródła:

  1. Materiały promocyjne The Metropolitan Opera.
  2. Piotr Kamiński, „Tysiąc i jedna opera”, t. 1. i 2., Polskie Wydawnictwo Muzyczne SA, Kraków 2008.

 

aktualności

Polub nas

Bądź na bieżąco, dołącz do newslettera!