repertuar

wczoraj
dzisiaj
jutro
PWŚCPSN
loading

dzisiaj

 
0
strona główna
Eden reż. Mia Hansen-Love
Aktualności

Jak zapętlona piosenka - "Eden" Mii Hansen-Love

27 maja

Od 29 maja w Kinie Nowe Horyzonty.

Paul nie widzi świata poza muzyką. Jest młodym paryskim DJ-em, który rozpoczyna karierę w tym samym czasie co duet Daft Punk. Żyje pełną piersią: kluby, imprezy, podróże, pierwsze miłości, seks, narkotyki i szaleństwa młodości. Jednak to muzyka jest dla Paula wszystkim – jedyną miłością, prawdziwą pasją, sposobem na zabawę, szczęście i spełnienie. Na fali popularności nowego klubowego brzmienia szybko zyskuje rozgłos, a jego życie zmienia się w nieustająca imprezę. Kolejne romanse, kolejne kluby, kolejne próby pozostania wiernym sobie i swojej pasji – po latach Paul wciąż nie widzi świata poza muzyką. Świat muzyki przestał jednak zauważać jego.

Eden w programie kina

"Frycowe od marzeń? Bynajmniej, raczej trzeźwa rzeczywistość, ale Hansen-Love nie uprawia moralizatorstwa, nie grzmi z ambony, żeby przejrzeć na oczy. Ba, przecież niektórym się udaje, Daft Punk pną się do góry, tyle że nie o nich jest to film. I między innymi na tym zasadza się niejaka wyjątkowość „Edenu” – na perspektywie, którą przyjęto, bo takich gości jak Paul chodziło wówczas po paryskich ulicach wielu. Swoistą zwyczajność niezwykłego przecież przeżycia Hansen-Love podkreśla poprzez spokojną, stonowaną, niekiedy nawet intencjonalnie anemiczną narrację; sceny w klubowej przestrzeni aż się proszą o teledyskowy montaż i szaleńcze jazdy kamery, ale reżyserka igra z przyzwyczajeniami widza. Znaczącym momentem jest scena, w której była dziewczyna – grana przez ospałą Gretę Gerwig – powie Paulowi po latach, że w ogóle się przez ten czas nie zmienił. Faktycznie. Jakby zatrzymał się w martwym punkcie, trwał, nie był w stanie posunąć się choćby o krok dalej." (Bartosz Czartoryski, hiro.pl)

"Mia Hansen-Love rozpisała tę historię o kolejnych związkach, rozstaniach, powrotach, przyjaźniach, zawiedzionych nadziejach, uzależnieniach, po prostu o życiu młodego człowieka, na dwadzieścia lat. Skojarzenia z Boyhood są trafne wyłącznie ze względu na metraż i próbę stematyzowania czasu. Jednak w odróżnieniu od Richarda Linklatera reżyserkę nie interesuje portretowanie zmieniającego się człowieka. Paul pozostaje taki sam aż do finału. Kluby, a to właściwie cały świat bohatera, też wydają się niezmienne, aż do czasu, gdy okazuje się, że na sylwestrowe party przychodzą tylko znajomi. Jedyną stałą okazuje się Daft Punk, zawsze na topie. Twórczyni Un amour de jeunesse przez prawie dwie godziny opowiada o codzienności, która jest jak jedna zapętlona piosenka, wciąż taka sama, by na koniec skonfrontować widza i bohatera z ciszą." (Krzysztof Osica, filmaster.pl)

czytaj także

Polub nas

Bądź na bieżąco, dołącz do newslettera!