Jak zapisać się w historii kina? Weź swojego młodszego brata. Wciśnij go w przyciasne szorty. Każ mu uciekać przed żądnymi krwi zbirami, dla których zabijanie to sport. Włącz kamerę. Rozkoszuj się zemstą za te wszystkie razy, kiedy gnojek zaczął awanturę, a potem pobiegł z płaczem do matki. Przy okazji nakręć jeden z najgorszych filmów w dziejach kinematografii.
Żywy cel z Tedem Priorem w roli głównej miał premierę w 1987 r., a więc w złotej erze wypożyczalni kaset VHS. Produkcja inspirowana (dość luźno i niezręcznie) opowiadaniem Hrabia Zarow to opowieść o najemnikach, którzy porywają niewinnych cywilów i robią z nich zwierzynę łowną. Pewnego dnia popełniają jednak błąd i porywają jego: Mike’a Dantona, weterana wojny w Wietnamie, który zawstydziłby Rambo nie tylko swoją fryzurą na kierowcę Tira z Teksasu, ale i umiejętnościami. Na bosaka, z nagim torsem, w spodenkach przypominających damskie figi zdziesiątkuje najemników (łącznie 53 osoby) wydając zwierzęce ryki. Na diecie z robaków (młodszy Prior naprawdę zjadał je na planie) przetrwa w dziczy, a w jednej ze scen zatłucze na śmierć jednego ze swych wrogów odciętym ramieniem.
Żywy cel cieszy się renomą ultragniota od lat, choć miał oczywiście, jak wiele innych produkcji, nawiązywać do Rambo. Priorowie próbowali pokazać emocjonalny ciężar traumy wietnamskiej, ale żadnemu z nich nie udało się go udźwignąć. Ich desperackie próby uczynienia z Żywego celu czegoś więcej niż jedynie taniego akcyjniaka, budzą śmiech. I mimowolny podziw. Bo to szrot totalny, który dorobił się statusu kultowego wiele lat temu, kiedy kiepskie filmy podawane były dalej na płytach z Tesco. W 2013 r., na fali uwielbienia fanów, powstał sequel zatytułowany Deadliest Prey, a więc – trzymajmy się językowej konwencji – Żywszy cel.
To kolejny film Davida A. Priora w dystrybucji Najlepszych z Najgorszych, bo ten legendarny twórca kina klasy B, odpowiada również za film Zabójczy trening.
[Marta Górna z bloga „Górna Ogląda” dla cyklu Najlepsze z Najgorszych]