W teksańskim miasteczku wieje nudą i nie dzieje się nic niezwykłego. Do czasu! Nieziemska, niewidzialna siła osacza niewinnych ludzi, by w tajemniczy sposób wyssać z nich całą krew i przemienić w zombie-wampiry. Problemem wyschniętych na wiór mieszkańców interesuje się miejscowy szeryf i Jeff, młody, zbuntowany mężczyzna szukający celu w życiu. Jakby problemów było mało, w sprawę miesza się także wielka polityka, pozbawieni empatii naukowcy i wojsko. Co może pójść nie tak?
Trudno jednoznacznie określić co w filmie jest słabsze: reżyseria, dialogi, gra aktorska, scenariusz, zdjęcia czy krwawe efekty specjalne. Na pewno jest niezwykle sucho i amatorsko a tytułowi krwiopijcy są najprawdopodobniej najmniej strasznymi wampirami i zombie w historii kina. Za to jak na tego typu filmowe potwory są bardzo wygadani. Ku uciesze widzów, film w całej swej nieporadności jest na swój specyficzny sposób uroczy i wciągający. Nawet regularni widzowie cyklu Najlepsze z Najgorszych będą przecierać oczy ze zdziwienia i pytać: takie filmy naprawdę istnieją?