Grupa przyjaciół, domek nad jeziorem, cisza, spokój i używki. Żyć nie umierać! My jednak doskonale wiemy, że nieumieranie w takich okolicznościach przyrody zdecydowanie nie wchodzi w grę. Wiedzą też o tym twórcy Blood Lake, który jest trochę jak Piątek trzynastego nakręcony na działce szwagra za wagon fajek. Jeśli jesteście więc gotowi na krew w niewielkich ilościach, przemoc w ciemności tak gęstej, że i tak niewiele zobaczycie oraz na dialogi gorsze od rozmów w Pamiętnikach z wakacji, zwyczajnie nie możecie tego odpuścić.
Jak na gatunek horroru przystało, akcja Blood Lake zaczyna się niewinnie. Dzieciaki sączą letnie piwo na pomoście, w powietrzu roznosi się śmiech dziewcząt, gołe klaty nieopalonych nastolatków rażą w oczy, a najlepszą zabawą jest straszenie bliskich udawaną śmiercią. Bohaterowie marzą zapewne, aby te chwile trwały wiecznie (biorąc pod uwagę dynamiczny montaż i tempo akcji można odnieść wrażenie, że naprawdę im się to udaje!). Niestety dobra zabawa dobiega końca, a wszystko to z powodu… mściwego kolesia z festynu country. Szybko okazuje się, że człowiek w kowbojskich kozakach nieźle narozrabia i już sami nie wiemy, czy bardziej straszy nas on czy cudna amatorszczyzna produkcji.
Przed seansem zapraszamy na prelecję Juliana Jelińskiego znanego na YouTube jako "Brody z Kosmosu" i twórcę serii Najgorsze Animacje. Uwielbia poszukiwać ideologii w popkulturze prawie tak bardzo jak Slavoj Żiżek.