Akcja filmu Burhana Qurbaniego, którego rodzice przyjechali do Niemiec z Afganistanu, oparta jest na prawdziwych wydarzeniach, jakie miały miejsce w Rostocku w sierpniu 1992 roku. Po rauszu wywołanym nieoczekiwanym zjednoczeniem Niemiec i krótkotrwałym zachwytem konsumpcyjnym stylem życia zachodnich braci, większość mieszkańców byłej NRD czekała frustracja i rozczarowanie. Tym między innymi tłumaczono wypadki w Rostocku, z niemal dokumentalną dokładnością zrekonstruowane w filmie. Nasilające się akty przemocy wobec cudzoziemców spowodowały akcje wywiezienia ich w bezpieczne miejsce. Jedynymi obcymi, którzy pozostali w mieście, byli przybysze z Wietnamu, sprowadzeni przed laty do NRD przez jej ówczesne władze. Zamieszkiwany przez nich blok zostaje podpalony przez kilku pozbawionych zajęcia młodych ludzi, wśród których znalazł się także syn miejscowego polityka.
Siłą filmu Qurbaniego nie jest opowieść o chuligańskim ataku ekstremistów na bezbronnych i przerażonych imigrantów. To raczej relacja z ludycznego święta z udziałem przykładnych i spokojnych obywateli i ich rodzin, którzy, pomiędzy jednym a drugim koktajlem Mołotowa, udają się do pobliskiej budki na piwo i kiełbaski. Policja przygląda się wszystkiemu z bezpiecznej odległości, a przedstawiciel lokalnej władzy, aby nie słyszeć dzwoniących natrętnie telefonów, zakłada słuchawki i włącza muzykę.