Codziennie, dokładnie o szóstej wieczorem, po modlitwie pięćdziesięcioletni wdowiec Fred zasiada do kolacji złożonej z trzech ziemniaków, fasolki i kiełbasy. Zarówno układ warzyw na talerzu, jak i każdy ruch służący ich spożyciu, jest w pełni kontrolowany i uświęcony tradycją. Fred przypomina tytułowy Matterhorn: groźny i lodowaty. Żyje w konserwatywnej, protestanckiej społeczności, której obyczaje pomagają w pielęgnowaniu powtarzalności i monotonii. Spokojna atmosfera domu samotnego wdowca zostanie jednak zburzona, gdy przyjmie on pod swój dach biednego wędrowca Theo. Fred jak dobry Samarytanin da mu pracę w ogrodzie, przysłowiowy wikt i opierunek. Jednak niesubordynowany przybysz bez skrupułów zdezorganizuje życie wdowca.
Nie pochodzę z religijnego środowiska i rzadko w życiu miałem do czynienia z wiarą. Jednak w małej, zamkniętej wiosce wiara jest czymś ponadczasowym i koniecznym. I uważam, że chwilami potrafi stworzyć piękną atmosferę.
Diederik Ebbinge, reżyser