Jest rok 2066. Polska wchodzi w skład Zjednoczonej Europy. Podróże w czasie i teleportacje to chleb powszedni Dreizera Davicza, ponurego agenta kontynentalnych służb specjalnych, który wędruje po czasoprzestrzeni skrzypiąc skórzanym płaszczem. Zawodowo zabija wrogów władz przyszłości, kiedy ci są jeszcze dziećmi. Nawet w kompletnej ciemności nosi ciemne okulary, jak przystało na wyzutego ze złudzeń twardziela.
Niebezpieczne życie i moralne dylematy topi w alkoholu i narkotykach, czasami prowadzi też długie monologi w kościele. Jego naznaczone przemocą życie wywraca się do góry nogami, gdy podczas jednej z podróży trafia do małego miasteczka. Tam zakochuje się bez pamięci…
To nie fabuła jednego z filmów Alberta Pyuna, czy kolejna część kultowej serii Trancers. To polskie kino gatunkowe z krwi i kości! W naszym cyklu pokażemy prawdziwego białego kruka rodzimego filmu klasy B – Oko Boga w reżyserii białostockiego wizjonera, Piotra Krzywca. To on zaserwował nam w latach 90. postapokaliptyczne cacko – Rok 2384, czyli parodia ponuklearna. W tej amatorskiej jeździe bez trzymanki zaprezentował nam, jak wyglądałyby spustoszone przez katastrofę nuklearną wschodnie rubieże Polski (dziwnie znajomo). Kilka lat później, uzbrojony w sztuczną broń, ekipę liczącą 300 osób i znacznie większy budżet (podobno 200 tys. złotych) zrealizował Oko Boga – thriller sci-fi, w którym obok malowniczych strzelanin, pościgów i nieźle wyglądających rekwizytów, jest też sporo rozmów o Bogu i tytułowym artefakcie, potężniejszym nawet od Arki Przymierza.
Dla tych, którzy po Oku Boga spodziewają się kompletnej amatorki, film będzie sporym zaskoczeniem. Zrealizowany został przy pomocy Klubu Filmowego Projektor i prywatnych sponsorów, a przed kamerą stanęło 55 aktorów z Białostockiego Teatru Lalek i Teatru Dramatycznego. Ekipa kręciła na blisko 100 planach, a historia realizacji Oka Boga jest niemal tak niewiarygodna jak fabuła tego filmu. Już w postprodukcji Krzywiec zorientował się, że większość ujęć wygląda, jak stateczne zdjęcia do serialu Złotopolscy i nie ma hollywoodzkiego sznytu, na jakim mu zależało. To wymagało oczywiście nakręcenia nowych scen. Ale szczęście Krzywcowi nie sprzyjało – bo jak opowiadał w wywiadach – trafili mu się producenci-kanciarze. Premiera Oka Boga była jednym z najbardziej doniosłych wydarzeń w historii Białegostoku. Krzywiec wyszedł z białej limuzyny w iście hollywoodzkim stylu i powitał tłum czekający na największą w Polsce premierę filmu amatorskiego.
Film oficjalnie można obejrzeć jedynie na seansie cyklu Najlepsze z Najgorszych, który tym razem gości na Splat!FilmFest.
Oko Boga pojawiło się także w 2001 roku na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, w sekcji pozakonkursowej. Za granicą pokaz odbył się m.in. w Londynie na festiwalu kina niezależnego Raindance. Oglądając Oko Boga koniecznie zwróćcie uwagę na to, jak Białystok wspaniale udaje szarą, brudną stolicę dekadencji. Przypadek? Nie sądzimy.