repertuar

wczoraj
dzisiaj
jutro
PWŚCPSN
loading

dzisiaj

 
0
strona główna
Kiedy umieram reż. James Franco
Aktualności

Przebój 4. American Film Festival - "Kiedy umieram" Jamesa Franco

9 kwi

Od 11 kwietnia w Kinie Nowe Horyzonty.

Pozornie prosta, osadzona w realiach Południa lat 30. historia rodziny, która za wszelką cenę stara się sprostać życzeniu matki, by pochować ją w pobliskim mieście. James Franco, pozostając wiernym prozie Williama Faulknera, odtwarza wielogłosowość oryginału. Przedstawia wydarzenia z punktu widzenia kolejnych postaci, na podzielonym ekranie, językiem oddającym lokalną gwarę. Reżyser (sam w jednej z ról) pewną ręką prowadzi aktorów, eksponując ich fizyczność. Zdjęcia Christiny Voros wraz z pełnym kulminacji montażem tworzą brutalny, bynajmniej nie nostalgiczny portret dawnej amerykańskiej prowincji. Bohaterowie - prości ludzie - ze ślepym uporem dążą do celu, broniąc swych nieraz absurdalnych racji oraz swojej rodziny. Historia aktualna do dziś i nie tylko w Ameryce.

Kiedy umieram w programie kina

„Franco nakręcił bardzo mocny film, surowy, ale przez to nie mniej wstrząsający. Amerykańskie Południe, kraina Yoknapatawpha stworzona przez Faulknera tu zyskuje zupełnie nowy wymiar. Dołożono starań, by aktorzy mówili z charakterystycznym akcentem, monotonnymi głosami, połykając głoski, opieszale, jakby sformułowanie zdania zajmowało im wieki. Mentalność, prymitywizm, ale i bezskuteczna próba przełamania patriarchatu są synonimem klęski. Bogatą narrację rozwiązał Franco (także jako scenarzysta) za sprawą ujęć na ekranie podzielonym na połowę (w jednej widzimy np. postać mierzącą kogoś wzrokiem, w drugiej tę drugą osobę), zdjęcia Christiny Voros kręcone na pustkowiach, sporo w plenerze (ale i zbliżenia twarzy) to doskonałe dopełnienie obrazu. Aktorzy dają kreacje znakomite, zwłaszcza Tim Blake Nelson, czy Ahna O’Reilly, ale i artyści w niewielkich rolach stają się na czas filmu częścią faulknerowskiego sztafażu. James Franco filmem Kiedy umieram udowadnia, że nieprzypadkowo został obwołany jednym z najciekawszych talentów ostatnich kilku lat w Hollywood.” (Magdalena Talik, www.wroclaw.pl)

„To osadzona w realiach Południa lat 30. pozornie prosta historia o śmierci farmerki i wysiłkach jej rodziny, by zgodnie z życzeniem pochować ją w pobliskim mieście. Ale jak opowiedziana! Z punktu widzenia kilkunastu postaci, w ciągłym kontrapunkcie i języku oddającym całą gwarę Południa. James Franco postanowił oddać tę dynamikę poprzez ekran dzielony na dwa, wykorzystując poliwizję znaną z eksperymentów Petera Greenawaya czy Mike’a Figgisa w zupełnie własny, iście muzyczny sposób, niczym heterofoniczną fakturę, gdzie ta sama melodia objawia się w różnych głosach i wariantach. Tutaj są to różne kąty kamery Christiny Voros, ukazujące akcję z odmiennych perspektyw i w innym rozmiarze kadru, a czasem dwa zupełnie różne obrazy: twarz i krajobraz, pierwszy plan i tło, dwie postaci w dialogu.

Formalna nowoczesność pozostaje jednak w służbie powieściowego oryginału i nie przesłania wysoce emocjonalnej narracji. Każdy z członków przedstawionej przez Faulknera / Franco rodziny ma skrajnie inny temperament i wiele do ukrycia, co w ich długiej drodze do pogrzebu matki wywołuje wiele konfliktów, a nawet tragedii. Przede wszystkim to ubodzy farmerzy, żyjący na odludziu i nie do końca rozumiejący świat wokół nich, co objawia się między innymi nieufnością wobec lekarzy i własnymi metodami terapii złamanej nogi jednego z synów przez jej… zabetonowanie. Reżyser pewną ręką prowadzi aktorów, eksponując ich fizyczność oraz niedoskonałość, sam też zresztą obsadził się w jednej z głównych ról.” (Jan Topolski, „Krytyka Polityczna”)

„Szukając filmowego klucza do stylu Faulknera, jego narracji z wielu punktów widzenia, Franco stworzył formalnie odważny, pulsujący awangardowym rytmem film. Podstawowym środkiem formalnym są tu multiplikacje kadru. Reżyser wykorzystuje ja naprawdę ciekawie: np. dzieli ekran na dwa i zestawia w nim obrazy, które w klasycznej narracji montowane byłyby na zasadzie ujęcie-przeciwujęcie. Ale ten formalny eksperyment nie przesłania emocji, wszystkich bebechów, które obecne są w prozie Faulknera. Duża w tym zasługa wspaniale obsadzonych, koncertowo grających aktorów. W filmie mamy całą gamę zapadających w pamięć aktorskich kreacji. Specjalizujący się w roli poharatanych przez życie mężczyzn Tim Blake Nelson jako bezzębny, obsceniczny patriarcha rodziny Bundrenów; Brady Permanter jako jego wiecznie zadający pytania najmłodszy syn; sam Franco jako jego szalony brat; zjawiskowa, jednocześnie plebejska i subtelna Anha O’Reilly jako ich ukrywająca niechcianą ciążę siostra; wreszcie na dalszym planie obsadzony wyjątkowo w niekomicznej roli Danny McBride.” (Jakub Majmurek, „Krytyka Polityczna”)

„Franco już od początku daje znać, że u podstaw projektu leży literatura. Jednym z najciekawszych pomysłów wizualnych jest dzielenie obrazu na dwie połowy. Widz odnosi wrażenie jakby spoglądał na otwartą książkę. Taki zabieg pozwala również na spojrzenie na scenę z kilku perspektyw i odnosi się bezpośrednio do Faulknera, któremu zależało na tym, aby „As I Lay Dying” było opowiedziane przez możliwie największą liczbę postaci. To ciekawe jak bardzo może zmienić się charakter danej sytuacji w momencie, gdy zostaje ukazana z nieco innej perspektywy. Franco doskonale wykorzystuje ten element gry obrazem. Zresztą, wizualna strona „As I Lay Dying” naprawdę robi wrażenie. Z kadrów wręcz emanuje zepsuta, pełna podejrzliwości, tajemnic i obaw atmosfera amerykańskiego południa. (…) Franco rozwija się jako niezależny reżyser, który nie boi się eksperymentować. Na Faulknerze mógłby potknąć się niejeden bardziej uznany i doświadczony twórca. Amerykaninowi udaje się uniknąć porażki.” (KMF film.org.pl)

„Trzeba przyznać, że Jamesowi Franco odwagi nie brakuje. Mierzy się z nie tylko z Faulknerem, ale również z powieścią, która może sprawiać trudność zwykłym zjadaczom chleba, z powodu zastosowanego w niej strumienia świadomości. Jednak reżyser pozostaje wierny polifonii narracji książki i historię przedstawia z punktu widzenia kolejnych postaci. Każe aktorom mówić prosto do kamery, albo dzieli obraz na pół, by pokazać scenę z różnej perspektywy. Intensywnie eksploatowany pomysł z dzieleniem ekranu może drażnić, ale wraz z upływającymi minutami, widz bez trudu odgaduje intencje reżysera i operatorki (Christina Voros, współpracująca z Franco również przy Child of God). Piękne, dzikie plenery Missisipi nadają obrazowi autentyczności. Aktorzy, choć na próżno szukać ich w największych amerykańskich produkcjach, wszyscy bez wyjątku, stanęli na wysokości zadania i stworzyli postaci z krwi i kości. Zaś Franco złożył historię Bundrenów w piękną, poetycką, ale i  trzymającą w napięciu filmową całość.” (Kulturalnie po godzinach)

czytaj także

Polub nas

Bądź na bieżąco, dołącz do newslettera!