Czy ma sens realizacja niemalże scena po scenie remake’u jednego z najbardziej utytułowanych i ikonicznych filmów hollywoodzkich lat 90.? Nakręcone po dwóch dekadach od premiery oryginału japońskie Bez przebaczenia udowadnia, że jak najbardziej. Nie jest to bowiem kalka filmu Eastwooda, a cenny autorski komentarz na temat ścisłego związku westernu i kina samurajskiego. Eastwood inspirował się Strażą przyboczną Kurosawy, Sang-il zabiera zaś jego fabułę z powrotem do Japonii i wpisuje w historię tego kraju. Znakomite role, nasycenie melancholią i zamknięcie w pięknych kadrach sprawia, że film Lee Sang-ila należy rozpatrywać jako autonomiczne dzieło.
Marcin Krasnowolski