Drugi film Kanadyjczyka Jeana-Marca Vallée (C.R.A.Z.Y, Cafe de Flore) zrealizowany w USA. Elektryk Ron Woodroof żyje z dnia na dzień. Pali jak smok, lubi bourbon, kobiety i rodeo. Nic ponad szybkie i proste przyjemności. Wiadomość o tym, że jest nosicielem wirusa HIV to dla niego szokujący wyrok, z którym nie może się pogodzić. Tym bardziej, że w jego środowisku ta choroba kojarzy się wyłącznie z homoseksualizmem, a on kimś takim nie jest. Jedzie do Meksyku, z którego zamierza szmuglować zakazane w USA leki. Po powrocie niespodziewanie zdobywa sojusznika w osobie queerowego transseksualisty Rayona. Ten pozornie niedobrany duet zaczyna prowadzić klub, w którym inni szukają ratunku.
Aktorskie szarże, dynamiczna narracja, efektowna i szanująca inteligencję widza konwencja, sporo humoru, zarówno na poziomie słowa, jak i formy filmowej, podbudowujące przesłanie i sprawdzony motyw choroby jako kuźni charakteru. Okej, "Witaj w klubie" to film skrojony pod Oscary. Tym razem jednak warto wziąć to za komplement.
Michał Walkiewicz, filmweb.pl