Wolfgang Beltracchi, genialny fałszerz dzieł sztuki jest bohaterem filmu, który uznany został w Niemczech za najlepszy dokument ubiegłego roku. Jego protagonista opowiada, jak przez prawie 40 lat tworzył obrazy i podpisywał je nazwiskami najwybitniejszych artystów XX wieku: Maxa Ernsta, Fernanda Legera, Heinricha Campendonka, Andre Deraina czy Maxa Pechsteina. Niezwykłe w jego historii jest to, że nie wykonywał kopii ich prac, tylko malował nowe, wykorzystując wiedzę na temat warsztatu, życia i dorobku artystycznego wspomnianych twórców. Do każdego wykonanego dzieła wymyślał jego historię: okoliczności powstania, poszczególnych właścicieli, powody, dla których ma zostać sprzedany itp. Każdy fałszywy obraz miał swoją fałszywą metrykę, na tyle wiarygodną, że nie budziła ona zastrzeżeń ani wybitych rzeczoznawców, ani historyków sztuki, ani właścicieli galerii czy renomowanych muzeów, ani przedstawicieli domów aukcyjnych. Do dzisiaj nie wiadomo, ile z oglądanych w muzealnych salach lub zamkniętych w sejfach obrazów wyszło spod ręki niemieckiego fałszerza, bo nikt nie chce przyznać się do blamażu i braku kompetencji.
Film Birkenstocka ogląda się z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony z podziwem patrzy się na jego bohatera, który w teatralny sposób postanowił uzupełnić dorobek wielkich mistrzów, malując obrazy, jakie nie powstały, ale mogły powstać. Z drugiej zaś trudno pochwalać fałszerstwo, którego poniekąd każdy z nas, przeciętny i pozbawiony specjalistycznej wiedzy bywalec muzeum, pada ofiarą. Ale wyprowadzenie w pole ludzi rządzących handlem dziełami sztuki budzi w widzach bardziej lub mniej skrywaną satysfakcję.