Armando Iannucci, szkocki reżyser i komik, stworzył satyrę polityczną na Związek Radziecki. W 1953 roku, gdy umiera Stalin, do akcji wkraczają dobrze znani: Nikita Chruszczow, Gieorgij Malenkow, Wiaczesław Mołotow, Ławrientij Beria, Gieorgij Żukow. Wszyscy ostrzą sobie zęby na schedę po Stalinie.
Kilka lat temu, gdy popularność zaczęły nagle zdobywać różne populistyczne ruchy, poczułem niepokój. Francuzi mieli Marine Le Pen, my musieliśmy wysłuchiwać głupot Nigela Farage’a. Te postaci sprawiły, że zacząłem interesować się totalitaryzmem, a potem ktoś podrzucił mi komiks Fabiena Nury’ego i Thierry’ego Robina "Śmierć Stalina". Pomyślałem sobie: Nie muszę wymyślać już nic nowego. To wszystko miało miejsce naprawdę! (...)
To właśnie jest w tym filmie najlepsze. Wydarzenia, które tu pokazuję są absurdalne, przerażające i wydają się wręcz nieprawdopodobne. A przecież nawet niekończące się dyskusje na temat tego, gdzie umieścić ciało Stalina i to, że przez cały dzień nikt nie odważył się zapukać do jego drzwi, bo ludzie zbyt się go bali – to wszystko prawda. "Śmierć Stalina" bawi, bo jest prawdziwa. Jedyne, co musiałem zrobić to dopisać kilka dialogów.
Armando Iannucci, reżyser, kultura.onet.pl