Gwiezdne wojny w reżyserii George’a Lucasa trafiły na ekrany 25 maja 1977 roku. Choć film początkowo wyświetlano tylko w 32 amerykańskich kinach, szybko pobił rekordy frekwencji, przeszedł do klasyki i całkowicie odmienił oblicze kinematografii. Kluczem do tego niezwykłego sukcesu była formuła „space opery”, łączącej elementy baśni, westernu i fantasy z niezwykłymi efektami specjalnymi, czerpiącej z mitologii i kultur całego świata. George Lucas - wizjoner, scenarzysta i reżyser Gwiezdnych wojen stworzył wypełnione tajemniczą Mocą gwiezdne uniwersum, którego trzonem jest sześć pełnometrażowych filmów.
W pewnym sensie pierwsze zdanie filmu jest symboliczne: „to rozpocznie naprawianie wszystkiego”. Pod wieloma względami J.J. Abramsowi udaje się naprawić to, co dla wielu fanów popsuła trylogia prequeli. Udaje się odtworzyć atmosferę z Oryginalnej Trylogii w sposób wręcz idealny. Nie ma tutaj nic ugrzecznionego czy infantylnego, czego niektórzy spodziewali się po Disneyu. Nie jest kolorowo, a klimat jest odrobinę cięższy niż w w starych częściach, chyba nawet mocniejszy niż w części III. Są sceny, w których wszystko zazębia się idealnie, gdy dzieją się rzeczy mroczniejsze i poważniejsze, niż moglibyśmy oczekiwać. Zarazem jest tutaj wiele humoru utrzymanego w znakomitym stylu – film potrafi rozbawić w odpowiednich momentach i nie ma tutaj przegięcia w postaci farsy w stylu Jar Jar Binksa. Tutaj gra to należycie i zapewnia frajdę, jakiej widzowie oczekują po "Gwiezdnych wojnach".
Adam Siennica, naekranie.pl