Od 2 października w Kinie Nowe Horyzonty.
Film science fiction w reżyserii mistrza gatunku Ridleya Scotta, twórcy kultowego Obcego - 8 pasażera "Nostromo", Łowcy androidów i Prometeusza, ekranizacja bestsellerowej powieści Andy'ego Weira. Straszliwa burza piaskowa sprawia, że marsjańska ekspedycja, w której skład wchodzi Mark Watney, musi ratować się ucieczką z Czerwonej Planety. Kiedy ciężko ranny Mark odzyskuje przytomność, stwierdza, że został na Marsie sam w zdewastowanym przez wichurę obozie, z minimalnymi zapasami powietrza i żywności, a na dodatek bez łączności z Ziemią. Co gorsza, zarówno pozostali członkowie ekspedycji, jak i sztab w Houston uważają go za martwego, nikt więc nie zorganizuje wyprawy ratunkowej. Czyżby to był koniec? Mark rozpoczyna heroiczną walkę o przetrwanie, w której równie ważną rolę co naukowa wiedza, zdolności techniczne i pomysłowość odgrywają niezłomna determinacja i umiejętność zachowania dystansu wobec siebie i świata, który nie zawsze gra fair.
"Film jest swego rodzaju poradnikiem, co zrobić, by przetrwać na obcej planecie (minimalny czas oczekiwania na pomoc: cztery lata). Przy czym te heroiczne zmagania – w przeciwieństwie do opisanych w „Grawitacji” czy klasycznej „2001: Odysei kosmicznej” – nie są opowiadane całkiem serio. Tragizm zostaje wzięty w cudzysłów, mimo to napięcie i emocje udaje się utrzymać do samego końca. Przesłaniem spektaklu Scotta wydaje się staroświecko-oświeceniowa pochwała logicznego myślenia i postępu technologicznego. A różnica między „Marsjaninem” a „Robinsonem Crusoe” jest taka, że w XXI w. o niewolnictwie zapomniano, nikt nie próbuje nikogo nawracać na chrześcijaństwo, a kluczową rolę odgrywa globalna solidarność. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego." (Janusz Wróblewski, "Polityka")
"Po pierwsze – znakomicie napisana postać głównego bohatera, niczym nie różni się od swojego literackiego pierwowzoru. Watney jest bystry, błyskotliwy, zaradny, sympatyczny i obdarzony poczuciem humoru. Momentalnie budzi sympatię, nie załamują go żadne przeciwności losu i w zasadzie nawet na moment nie traci optymizmu i wiary w to, że uda mu się jakoś wykaraskać z tej bądź co bądź niełatwej sytuacji. Po drugie – najważniejsze zwroty w filmie poprowadzono niemal identycznie jak w książce, dzięki czemu są równie zaskakujące i w ten sam zgrabny sposób budują napięcie." (splay.pl)