repertuar

wczoraj
dzisiaj
jutro
PWŚCPSN
loading

dzisiaj

 
0
strona główna
Pieta reż. Kim Ki-duk
Aktualności

"Pieta" Kim Ki-duka nagrodzona w Wenecji Złotym Lwem

9 wrz

Retrospektywę twórczości Kim Ki-duka obejrzymy podczas Festiwalu Filmów Koreańskich we Wrocławiu (19 - 25 października 2012).

Laureatem głównej nagrody - Złotego Lwa - zakończonego właśnie 69. MFF w Wenecji jest najnowszy film Kim Ki-duka Pieta. Kim po siedmiu latach powrócił do prestiżowego weneckiego konkursu, wziął w nim udział po raz czwarty – wcześniej o Złotego Lwa walczyły jego filmy: Wyspa (2000; nagrodzona Netpac Award - Special Mention), Address Unknown (2001) i Pusty dom (2004; nagrodzony Małym Złotym Lwem, Special Director's Award, SIGNIS Award i FIPRESCI). Jednak Pieta podzieliła krytyków:

Pieta Kim Ki Duka, koreańskiego reżysera, który w poprzednim filmie - Arirang - dał świadectwo własnej depresji, wydaje się jej przezwyciężeniem. Pieta w pierwszej chwili przywodzi na myśl dawny film wielkiego Kurosawy, również będący reakcją na depresyjny stan ducha: "Dodes'ka den" - metaforyczną przypowieść o ludziach na śmietniku cywilizacji.

W filmie Kim Ki Duka, zrealizowanym pół wieku później, śmietnik budzi nostalgię - to autentyczny fragment starego Seulu, resztka z czasów dawnego kapitalistycznego boomu. Parterowe warsztaty ślusarskie, składowiska złomu fotografowane są tak sugestywnie, że niemal czuje się zapach smarów. Właściciele tych rodzinnych warsztacików są dziś wykurzani przez macherów oczyszczających teren pod budowę biurowców, symboli globalizacji. Pracuje dla nich bohater filmu, egzekutor ściągający od rzemieślników niemożliwy do spłacenia haracz. Tu jednak kończy się realizm.

Młody samotnik egzekutor jest odczłowieczonym produktem nowych czasów, istnym demonem zagłady. Jego pojawienie się w drzwiach warsztatu oznacza dla właściciela torturę albo śmierć. Na realistycznie zarysowanym miejskim tle rozwija się przypowieść o nawróceniu. U egzekutora pojawia się nieznajoma kobieta. Podaje się za jego matkę, która opuściła go w dzieciństwie. Wraca, aby go przeprosić. Jest wobec niego oddana, gotowa na wszelkie poniżenia.

Znosząc je, rzekoma matka przywiązuje do siebie syna, budzi w nim ludzkie odruchy. Nagle odwraca się od niego: nie jestem twoją matką! I teraz ona rani jego serce, pokazuje, co znaczy cierpieć. Jej zemsta paradoksalnie budzi w nim współczucie. Trzeba więc było zła, cierpienia i czyjegoś bezgranicznego poświęcenia, żeby "zgładzić grzechy świata"? W finale skumulowane zło obraca się w swoje przeciwieństwo. Buddyjska nauka o przenikającym świat cierpieniu krzyżuje się tu z chrześcijańską nadzieją. Czy jest wyjście z kręgu przemocy? Jak poprzez przemoc dojść do oświecenia?

Trudne do ogarnięcia jest przesłanie filmu Kim Ki Duka, ostrego jak brzytwa i znakomicie zrealizowanego. Jest tak głębokie czy tak bełkotliwe?”

Tadeusz Sobolewski, „Gazeta Wyborcza”

"Koreańczyk mówi, że chciał zrobić film o tym, jak to jesteśmy więźniami pieniądza. Nie do końca jednak mu się udało. Los tych, którzy żyją w ciągłej biedzie – przez co zaciągają kolejne kredyty, od których przybywa im tylko kłopotów – rzeczywiście kłuje w oczy. Kim Ki-duk nie estetyzuje brudu; chropowata faktura obrazu, wręcz chałupnicze metody kreowania świata (widać, że film powstał za niewielkie pieniądze) jeszcze wzmagają wrażenie. Historie dłużników traktuje jednak powierzchownie i tendencyjnie, są jedynie narzędziem w rękach metafory, tłem dla relacji Kang-do i jego matki.

Ich relacja jest w filmie nadrzędna; nadrzędna i metaforyczna. Reżyser bardzo nie chce, żebyśmy zobaczyli w nich tylko bohaterów azjatyckiego kina gangsterskiego. Historia opuszczonego przez matkę, wychowywanego przez ulicę chłopaka, którego brak autorytetu popchnął ku zbrodni, to dla niego za mało. U autora Łuku wszystko musi być większe, poważniejsze, a przez te aspiracje Pieta staje się jednak mocno pretensjonalna. Kim Ki-duk wpycha tu wszystko: Jezusa, Matkę Boską, Edypa, Jokastę, posadzone nad brzegiem rzeki drzewo pamięci, wydziergany sweterek. Kiedyś potrafił zaskoczyć poetyckim skrótem czy niejednoznacznym, metaforycznym obrazem. W Piecie każdy taki zabieg wydaje się wysilony i niespecjalnie oryginalny – wygląda to tak, jakby reżyser na nowo uczył się języka i po prostu zaczynał od najprostszych toposów i znaków. Te znaki tylko czekają, by wymienić je na gotową treść – zupełnie jak w kapitalistycznym obiegu, w którym pieniądz wymienia się na towar.

Wysilając się na polu metafory, reżyser zapomniał o swoich bohaterach, ich przygody stają się więcej niż umowne."

Jakub Socha, dwutygodnik.pl

Nagrody 69. MFF w Wenecji

czytaj także

Polub nas

Bądź na bieżąco, dołącz do newslettera!